28.09.2016 01:17
[Obrazek: R9vNvTQ.png]
Data urodzenia:
10 Stycznia 2012 Roku
Czystość krwi:
100%
Przynależność rasowa lub etniczna:
Biała Rasa, Norweg
Miejsce urodzenia:
Oslo, Norwegia
Aktualne miejsce zamieszkania:
Dwór Lavenhartów po środku ciemnej *****
Wykształcenie:
-Ukończona szkoła magii i czarodziejstwa Stavefjord.
-Studia pod kątem Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami w Włoszech.
-Studia mugolskie na temat anatomii człowieka w Włoszech.
Posada którą zajmuje:
Kłusownik/Były Auror
Stan cywilny:
Wdowiec
Wygląd i Opis:
Wszystko przedstawione jest na znajdującym się powyżej obrazku, lecz by zapobiec jakiemukolwiek niedopowiedzeniu, sam pokrótce opisze wygląd Sigurda. Otóż jest on rosłym chłopem, który już po pierwszym rzucie oka potrafi wzbudzić szacunek u drugiej osoby. Długa blond broda, wielokrotnie spięta klamrami, oraz zaczesane do tyłu włosy, sięgające już mniej więcej do ramion, to chyba dostateczny argument. Z tej pozostałości odkrytej twarzy wysuwają się jego surowe rysy, w wielu miejscach przyozdobione blizną, czy to zaczerwienieniem. Patrząc na ich stan, oraz na to że częściowo zaczęły już zmieniać kolor na ten podobny do jego karnacji to mają już swoje lata. Najbardziej widoczna jest jeszcze ta przebiegająca po prawej stronie jego żeber, przecinając wzdłuż pięć będących u samej góry. Dziwnym trafem właśnie ona zamiast odstraszać kobiety, to przyciąga zainteresowaną płeć przeciwną, która pod pretekstem opowiedzenia historii owej szramy zalotnie flirtuje z Wikingiem. Jak już mówimy o torsie mężczyzny, to grzechem byłoby przeoczyć mięśnie jakie posiada. Wyglądają wręcz jak najnowsze dzieło jakiegoś z wielkich mistrzów rzeźbiarstwa. Nie ma tu ani jednej niedoskonałości, a jedynie dopracowywana maniakalnie siła, opleciona dla zasady pasmem ludzkiej skóry. Istotnym elementem jest także wisior, który zawsze ma na szyi. Przedstawia on bowiem młot jednego z bogów w których wierzy. Jakbym miał być konkretny, to chodzi rzecz jasna o Thora, inaczej zwanego władcą piorunów. Jakby to kogoś obchodziło to oczy ma błękitne. Przechodząc teraz na temat ubrania, to tak właściwie niewiele można o nim powiedzieć.. Wszystkie jego spodnie mają podobny krój, czyli mianowicie upodobniony do skóry zwierzyny. Różnią się jedynie grubością przez to jedne są przeznaczone na lato, drugie zaś na chłodniejsze dni. Gdy temperatura osiąga odpowiednią liczbę zazwyczaj albo świeci gołym torsem, albo przechadza się w o wiele za dużym bezrękawniku, koniecznie zawsze przydziewając do tego pare rękawic wojskowych w razie obrony przed jakimś kubkiem czy innym tam sztyletem. Wtedy to na jego lewym ramieniu widać bliznę po ugryzieniu. Pokrótce tak właśnie można go opisać.
Cechy charakteru postaci:
Sigurd to niesamowicie specyficzny mężczyzna, kierujący się w życiu jedynie czterema zasadami. Alkohol, Krew, Seks i najważniejsze czyli Rodzina. Przez to ostatnie jest wielokrotnie naiwny i łatwy w manipulacji. Bywały już przypadki, kiedy to mężczyźni w barze obrazili jego matke, ojca, czy nawet brata. Wszyscy kończyli w podobny sposób, pozbawieni przy tym paru cennych zębów. Jednak jak każdemu wiadomo jest to miecz obusieczny. Z tej całej zgrai idiotów wyróżnił się jeden, który pod pretekstem przetrzymywania jego córki, zmusił mężczyznę do przeniesienia paczki z jednej strony półkuli na drugą. Niby nic strasznego lecz można sobie wyobrazić do czego może przysłużyć taki chłop komuś bardziej rozumnemu. Porzucając jednak ten temat, to podobnie jak reszta jego rodzeństwa jest wyczulony w kwestii kłamstw. Nie lubi ich i potrafi w jakiś łatwy sposób je wyczuć, lecz na to wpływ miał zapewne jego wieloletni staż z ludźmi, dla których pracował. Swego czasu trudnił się jako stróż nocny w jakiejś drogiej villi, czy też ochroniarz kogoś bogatego. Pracując w taki sposób wielokrotnie oglądał na własne oczy ludzkie relacje i jak to przyjaciele okłamują czy też obgadują siebie gdy drugi nie słyszy. To wywołało u niego instynktowne osobne rozważanie propozycji znajomości z każdym nowo poznanym. Jest oddany tradycjom rodzinnym, chodź przez dłuższy czas ich nie przestrzegał. Zmienił się dopiero w chwili gdy odchodząc na kolejny miesiąc powrócił do domu strasznie ranny i na skraju śmierci. Wtedy to rodzina zaopiekowała się nim, a on poprzysięgał nie odchodzić. Z takich mieszczących się w jednym słowie cech, to jest on człowiekiem odważnym. Chyba nie jest to dziwne, skoro trudni się jako eksterminator niewygodnych stworzeń. Wielokrotnie przez to musiał stanąć naprzeciw gryfowi, czy innemu stworzeniu uzbrojony jedynie w Betty (Jego ukochany topór), oraz różdżkę. Odnośnie tego drugiego to stara się jej nie używać. Wręcz maniakalnie tego unika, dzięki czemu ostatnie jej użycie zarejestrował dosłownie pół roku temu. Pomimo swego wyglądu to jest on osobą nawet miłą. To znaczy, do chwili aż ktoś go nie zaczepi albo nie wkurzy, bo wtedy z uśmiechem na ustach przechodzi do rozłupywania czaszek, lecz wychowany został w dobry sposób. Nie musi silić się na mówienie takich słów jak przepraszam, czy dziękuje. Często czuje się zaginiony w miejscach pełnych ludzi. W stosunku do swych dzieci nie zachowuje się surowo. Wręcz jest zbyt bardzo pobłażliwy, co potwierdza jego stosunek do córeczki czyli Freji. Obecnie jest jego oczkiem w głowie. Niestety wobec Niklasa jest inaczej, gdyż zamiast pomagać chłopcu, to jeszcze je utrudnia. Wychowuje chłopaka na prawdziwego mężnego chłopaka, przez co już w wieku 11 lat wygląda jak mały strongman.
Historia:
Przygoda nr 1.
Rodzina:
[Obrazek: ZB8ywow.png]
Relacje:
Ma wywaloną swoją mamucią knage na wszystkich
Ciekawostki:
-Kiedyś pobił rekord Guinessa w piciu alkoholu na czas. Niestety zostało mu to unieważnione z racji na to że na same zawody przyszedł już “lekko wstawiony”
-Każdemu na pytanie o znaczenie jego imienia odpowiada, iż w dosłownym tłumaczeniu jest to “Nie interesuj sie bo w morde dostaniesz”
-Ma na sobie wyrok śmierci w Australii za wielokrotne zabójstwo Koali należącej do pani minister.
-Ma własny dzienniczek w którym notuje ilość zabitych stworów. Każdy z nich posiada daną ilość punktów za siebie
-Nigdy nie nauczył sie pisać po Angielsku
-Do wieku 35 lat nie potrafił sie deportować. Zamiast tego podróżował przy pomocy zaprzęgu psów Husky
-Raz zjadł warzywo. Wylądował w szpitalu z stanem ciężkim
-Perfekcyjnie zna punkty witalne stworzeń (Człowiek też stworzenie)
-Zna język Angielski, Norweski, Włoski, Czeski i pare innych
-Potrafi nakładać runy
-W szkole był prefektem, a potem nawet wydawało mu sie że naczelnym. Obudził sie na izbie wytrzeźwień
-Zamordował własną żonę by uratować swoje dzieci. Nigdy sobie tego nie wybaczył.
-Prowadzi dziennik w których opisuje swoje najciekawsze przygody
-Sam nie wie dokładnie ile dzieci posiada
Oceny:
ONMS – Z
Transmutacja – Nie podchodził
OPCM – P.O
Zielarstwo – O
Smokologia – Z
Starożytne Runy - Z
Eliksiry – T
Astronomia – T
Numerologia – Z
Wróżbiarstwo – T
Językoznawstwo – Nie podchodził.
Zaklęcia i Uroki - Z
Historia Magii – Nie podchodził
Postać na koncie: Ravenailss
Data urodzenia:
10 Stycznia 2012 Roku
Czystość krwi:
100%
Przynależność rasowa lub etniczna:
Biała Rasa, Norweg
Miejsce urodzenia:
Oslo, Norwegia
Aktualne miejsce zamieszkania:
Dwór Lavenhartów po środku ciemnej *****
Wykształcenie:
-Ukończona szkoła magii i czarodziejstwa Stavefjord.
-Studia pod kątem Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami w Włoszech.
-Studia mugolskie na temat anatomii człowieka w Włoszech.
Posada którą zajmuje:
Kłusownik/Były Auror
Stan cywilny:
Wdowiec
Wygląd i Opis:
Wszystko przedstawione jest na znajdującym się powyżej obrazku, lecz by zapobiec jakiemukolwiek niedopowiedzeniu, sam pokrótce opisze wygląd Sigurda. Otóż jest on rosłym chłopem, który już po pierwszym rzucie oka potrafi wzbudzić szacunek u drugiej osoby. Długa blond broda, wielokrotnie spięta klamrami, oraz zaczesane do tyłu włosy, sięgające już mniej więcej do ramion, to chyba dostateczny argument. Z tej pozostałości odkrytej twarzy wysuwają się jego surowe rysy, w wielu miejscach przyozdobione blizną, czy to zaczerwienieniem. Patrząc na ich stan, oraz na to że częściowo zaczęły już zmieniać kolor na ten podobny do jego karnacji to mają już swoje lata. Najbardziej widoczna jest jeszcze ta przebiegająca po prawej stronie jego żeber, przecinając wzdłuż pięć będących u samej góry. Dziwnym trafem właśnie ona zamiast odstraszać kobiety, to przyciąga zainteresowaną płeć przeciwną, która pod pretekstem opowiedzenia historii owej szramy zalotnie flirtuje z Wikingiem. Jak już mówimy o torsie mężczyzny, to grzechem byłoby przeoczyć mięśnie jakie posiada. Wyglądają wręcz jak najnowsze dzieło jakiegoś z wielkich mistrzów rzeźbiarstwa. Nie ma tu ani jednej niedoskonałości, a jedynie dopracowywana maniakalnie siła, opleciona dla zasady pasmem ludzkiej skóry. Istotnym elementem jest także wisior, który zawsze ma na szyi. Przedstawia on bowiem młot jednego z bogów w których wierzy. Jakbym miał być konkretny, to chodzi rzecz jasna o Thora, inaczej zwanego władcą piorunów. Jakby to kogoś obchodziło to oczy ma błękitne. Przechodząc teraz na temat ubrania, to tak właściwie niewiele można o nim powiedzieć.. Wszystkie jego spodnie mają podobny krój, czyli mianowicie upodobniony do skóry zwierzyny. Różnią się jedynie grubością przez to jedne są przeznaczone na lato, drugie zaś na chłodniejsze dni. Gdy temperatura osiąga odpowiednią liczbę zazwyczaj albo świeci gołym torsem, albo przechadza się w o wiele za dużym bezrękawniku, koniecznie zawsze przydziewając do tego pare rękawic wojskowych w razie obrony przed jakimś kubkiem czy innym tam sztyletem. Wtedy to na jego lewym ramieniu widać bliznę po ugryzieniu. Pokrótce tak właśnie można go opisać.
Cechy charakteru postaci:
Sigurd to niesamowicie specyficzny mężczyzna, kierujący się w życiu jedynie czterema zasadami. Alkohol, Krew, Seks i najważniejsze czyli Rodzina. Przez to ostatnie jest wielokrotnie naiwny i łatwy w manipulacji. Bywały już przypadki, kiedy to mężczyźni w barze obrazili jego matke, ojca, czy nawet brata. Wszyscy kończyli w podobny sposób, pozbawieni przy tym paru cennych zębów. Jednak jak każdemu wiadomo jest to miecz obusieczny. Z tej całej zgrai idiotów wyróżnił się jeden, który pod pretekstem przetrzymywania jego córki, zmusił mężczyznę do przeniesienia paczki z jednej strony półkuli na drugą. Niby nic strasznego lecz można sobie wyobrazić do czego może przysłużyć taki chłop komuś bardziej rozumnemu. Porzucając jednak ten temat, to podobnie jak reszta jego rodzeństwa jest wyczulony w kwestii kłamstw. Nie lubi ich i potrafi w jakiś łatwy sposób je wyczuć, lecz na to wpływ miał zapewne jego wieloletni staż z ludźmi, dla których pracował. Swego czasu trudnił się jako stróż nocny w jakiejś drogiej villi, czy też ochroniarz kogoś bogatego. Pracując w taki sposób wielokrotnie oglądał na własne oczy ludzkie relacje i jak to przyjaciele okłamują czy też obgadują siebie gdy drugi nie słyszy. To wywołało u niego instynktowne osobne rozważanie propozycji znajomości z każdym nowo poznanym. Jest oddany tradycjom rodzinnym, chodź przez dłuższy czas ich nie przestrzegał. Zmienił się dopiero w chwili gdy odchodząc na kolejny miesiąc powrócił do domu strasznie ranny i na skraju śmierci. Wtedy to rodzina zaopiekowała się nim, a on poprzysięgał nie odchodzić. Z takich mieszczących się w jednym słowie cech, to jest on człowiekiem odważnym. Chyba nie jest to dziwne, skoro trudni się jako eksterminator niewygodnych stworzeń. Wielokrotnie przez to musiał stanąć naprzeciw gryfowi, czy innemu stworzeniu uzbrojony jedynie w Betty (Jego ukochany topór), oraz różdżkę. Odnośnie tego drugiego to stara się jej nie używać. Wręcz maniakalnie tego unika, dzięki czemu ostatnie jej użycie zarejestrował dosłownie pół roku temu. Pomimo swego wyglądu to jest on osobą nawet miłą. To znaczy, do chwili aż ktoś go nie zaczepi albo nie wkurzy, bo wtedy z uśmiechem na ustach przechodzi do rozłupywania czaszek, lecz wychowany został w dobry sposób. Nie musi silić się na mówienie takich słów jak przepraszam, czy dziękuje. Często czuje się zaginiony w miejscach pełnych ludzi. W stosunku do swych dzieci nie zachowuje się surowo. Wręcz jest zbyt bardzo pobłażliwy, co potwierdza jego stosunek do córeczki czyli Freji. Obecnie jest jego oczkiem w głowie. Niestety wobec Niklasa jest inaczej, gdyż zamiast pomagać chłopcu, to jeszcze je utrudnia. Wychowuje chłopaka na prawdziwego mężnego chłopaka, przez co już w wieku 11 lat wygląda jak mały strongman.
Historia:
Przygoda nr 1.
Nigdy nie sądziłem, że podczas porannego picia szklanki whisky nadejdą mnie chwile nostalgii. Jednakże, dzisiejszego dnia jakimś cudem do tego doszło, dzięki czemu szklanka mojego porannego alkoholu nie smakowała tak dobrze jak zazwyczaj. Zakręcając w dłoni naczyniem do połowy wypełnionym płynem, jeszcze raz dla pewności spojrzałem na zawieszony obok zegara kalendarz. Dzisiaj mijał dokładnie 460 dzień, od kiedy nie widziałem nikogo z swej rodziny. Prawie pięćset dni bez dzieci, które zostawiłem na ten czas pod opieką mojego brata. Pomimo wszystko tęsknota dotarła dopiero dzisiejszego dnia i to na pewno nie z powodu zwiększonej ilości alkoholu we krwi. To chyba ten dzień, w którym powinienem do nich wrócić. W końcu skończyły się dni niebezpieczeństwa i będę mógł uściskać swe ukochane dzieciaki. Sama myśl o tym sprawiła że po policzku spłynęła mi łza, o czym z wyrzutem poinformował mnie towarzysz kieliszka siedzący po mej prawej. Zgrzytanie mych zębów mógł usłyszeć chyba każdy w lokalu, a jeśli jakimś cudem nie udało mu się tego spostrzec to dźwięk rozpadającej się szklanki na głowie delikwenta powinien zwrócić jego wzrok na mnie. Przebywałem obecnie w Kanadzie, w jednym z tych bardziej obskurnych miast w jeszcze bardziej obskurnej dzielnicy. Bar w którym obecnie przesiadywałem zwał się „Ciernista Speluna”, co idealnie pasowało do wnętrza owej budowli. Na ścianach wisiały zapominane przez czas obrazy, z dnia na dzień pokrywające się jeszcze większą ilością kurzu. Ściany pomalowane na kolor… właściwie nie miałem pojęcia jaki. Jako mężczyzna znałem jedynie trzy rodzaje, czyli fajny, pedalski i *****. Ten którym pomalowano ściany zdecydowanie pasował jedynie do tej ostatniej odmiany. Jedynym godnym uwagi miejscem był bar będący naprzeciw drzwi wejściowych. Wykonany z mahoniowego drewna i wyjątkowo połyskujący, dzięki promieniom słońca wdzierającym się przez szybę. Po dłuższym przypatrzeniu się okolicy byłbym w stanie nawet zostać tu na dłużej, gdyby nie okoliczna ludność, która przesiadywała tu razem ze mną. W wioskach takich jak ta, wszyscy wzajemnie siebie znają, a tym samym stoją za sobą murem. W chwili gdy na głowie jednego z mężczyzn rozbiłem szklankę, zaś on padł na glebie nieprzytomny niepotrzebnie zwróciłem na siebie wzrok wszystkich 13 ludzi siedzących obecnie w barze i sączących przy tym trunki. Niczym jeden mąż wstali, wykrzykując przy tym w mą strone różnorakie przekleństwa. Nie znałem się na ich języku, toteż niewiele zrozumiałem. Lecz czy aby na pewno walka to jedyny sposób jaki znają na rozwiązywane konfliktów? Miałem taką nadzieje. Natychmiast zerwałem się z krzesła, rozprostowując przy okazji dotychczasowo zgarbioną sylwetkę. Rosły kilku-metrowy mężczyzna na pewno nie będzie kimś łatwym w walce, co natychmiast zrozumiała otaczająca mnie gawiedź. Na ich nieszczęście byli upici, toteż kilkoro nawet nie zwróciło uwagi że zamiast walki z dzieciakiem, mierzy się z olbrzymem. Skomentowałem to uśmiechem na ustach, chwile później jednym susem łapiąc twarz najbliższego napastnika. Nie używając przy tym zbyt wielkiej siły wbiłem twarz zdezorientowanego mężczyzny w podłogę, która wydała przy tym niezbyt ciekawy odgłos. Strach w oczach poniektórych dał mi znak że w jednej chwili alkohol jakby wyparował z ich ciała. Lecz ja jeszcze nie skończyłem, o nie nie. Czym prędzej dobyłem w wolną dłoń drewniane krzesło i rozbiłem je na najbliżej stojącym mężczyźnie. Grad drzazg, którym zasypał jego przyjaciół był dla mnie niczym zbawienie. Wykorzystując ten fakt czym prędzej ruszyłem do dalszej walki, kolejno łamiąc nosy, ręce, nogi i inne części ciała, które przy zranieniu nie zagrażają życiu przeciwnika. Zabawa skończyła się już po 10 minutach, kiedy to ostatni z mych przeciwników runął nieprzytomny na glebe. Dosłownie w tej samej chwili do środka baru wkroczył znajomy mi mężczyzna odziany w przeżółkły płaszcz. Po wejściu do baru zrzucił z głowy kaptur, rozglądając się potem po wnętrzu zniesmaczony. Sam poszedłem w jego ślady i zobaczyłem to pobojowisko. Otóż podłoga była usłana jęczącymi mężczyznami, przebarwiona gdzieniegdzie od krwi, a na dodatek wszędzie walały się resztki mebli. Gładko ogolony mężczyzna w płaszczu spojrzał na mnie, komentując to w taki sposób
~Serio Sigurd? To już czwarty bar, który rujnujesz w tym tygodniu. Chciałbym ci także przypomnieć że mamy ŚRODE!
Zrobił się aż purpurowy ze złości, co ja skomentowałem wzruszeniem ramion. Bez słowa skierowałem się w jego stronę, czym prędzej opuszczając wnętrze baru. Po drodze pochwyciłem jedynie porzucony wcześniej przez siebie plecak, wypełniony najpotrzebniejszymi przedmiotami. Kątem oka dostrzegłem jak Emyr, czyli mój kontakt w tym kraju zostawiał na ladzie pokaźną sumę pieniędzy na spłatę wyrządzonych przeze mnie szkód. Swoją drogą nie wspomniałem nawet czym się zajmuję. Opierając się przy tym o jedną z nielicznych, niedziałających już latarni, chętnie zdradzę wam ten sekret. Otóż jestem eksterminatorem. Czyli mianowicie mordercą do wynajęcia, który zajmuje się wszystkim, czego boją się inni śmiertelnicy. Każdy z mych pracodawców musi załatwić mi sprzęt, spanie, dojazd i co najważniejsze gażę za wykonaną robotę. Emyr, należał do tej właśnie grupy. Wynajął mnie pod pretekstem występowania w okolicznym lesie jednej z odmian zombie. Kim jest zombie chyba nie musze tłumaczyć, gdyż da się je łatwo rozpoznać po szarej skórze i specyficznych ruchach. Występowały swojego czasu w wielu filmach mugolskich, lecz w uświadomionej części społeczeństwa wiadomo że ich stopień występowania ograniczony jest do południowej części Stanów Zjednoczonych. Niewiadomo więc jakim cudem jeden z owych osobników zawędrował aż do Kanady, lecz ja jako badacz zamierzam się tego dowiedzieć. W międzyczasie z baru wyszedł mój pracodawca. Jego mina nie wskazywała na oznaki zadowolenia, co potwierdziły wypowiedziane później przez niego słowa
~Miałem zamiar poczekać do jutra, lecz obawiam się że zniszczysz mi pół wioski. Uwińmy się przed północą.
Na końcu skinął jedynie ręką, bym poszedł za nim. Jak przystało na posłusznego człowieka do wynajęcia wpierw zacisnąłem dłoń w pięść, wyobrażając sobie przy tym zmasakrowane ciało Emyra. Dopiero po chwili otrząsnąłem się i szybkim krokiem do niego dobiegłem. Szliśmy bez przerwy przez kilka godzin, o czym świadczył zachód słońca. Dopiero gdy jego ostatnie promienie zanikły dotarliśmy do zrujnowanej chatki u ubocza lasu. Pomimo tego że całość była zbudowana z cegły, to drzwi pozostały mosiężne i wciąż chełpiły się dobrymi dniami. Zignorowałem potok słów mego towarzysza i spróbowałem złapać za klamkę, która zamiast otworzyć mi wejście postanowiła odepchnąć mnie nieznanym mi wcześniej zaklęciem. Zrobiłem krok w tył, by następnie mocno się zaprzeć
~Nie potrafisz słuchać, prawda? Powtórzę się jeszcze raz. Zabraniam ci wchodzić do tego domu jeśli usłyszysz ze wnętrza warkot lub cokolwiek innego. Zresztą drzwi i tak cie nie wpuszczą…
Wydawał się zbyt pewny siebie. Mimo wszystko puściłem tą zgryźliwą uwagę mimo uszu, by Emyr otworzył swymi magicznymi palcami wejście. Wnętrze wyglądało tak samo jak sam budynek, czyli niesamowicie obskurnie. Szybkim krokiem skierowaliśmy się do piwnicy, w której po zaświeceniu światła mogłem dostrzec nawet nieźle wyposażoną zbrojownie. Były tu włócznie, topory, tarcze oraz pare mieczy. Wedle mych wymagań był tu także zestaw przygotowany wprost dla mnie, czyli liczący dwa pomniejsze toporki do rzucania i jeden większy dwuręczny. Nic oprócz tego nie potrzebowałem, więc natychmiast skierowałem się na góre. Zza mych pleców dobiegł jedynie krzyk przyjaciela mówiący „Powodzenia”, Jakby jeszcze byłoby mi potrzebne. Syknąłem pod nosem czym prędzej opuszczając budynek przez otwarte obecnie drzwi. Na dworze było cicho. Aż za cicho mógłbym rzec. Wciągnąłem powietrze do nosa, ujawniając tym samym zanikającą noc zgnilizny dobiegającej z wnętrza lasu. To będzie zdecydowanie proste zlecenie, za które zarobię aż 100 galeonów. Przedzierając się przez roślinność dostrzegłem wiele rozszarpanych trupów śmiałków chcących wkroczyć do środka legowiska bestii. Idioci. Ich nigdy nie było za wiele. Plusem ich obecności jest to że dzięki nim ja mam prace. Znalezienie mojego celu nie było trudne. Kierując się za zapachem dostrzegłem go po niecałych 10 minutach. Klęczał na ziemi pałaszując przy tym jednego z nieszczęśników. Gdybym posiadał jakieś bardziej rozwinięte uczucia na pewno uroniłbym nad nim łze, lecz o nie pora na to. Jestem pewien że zostałem już dostrzeżony, toteż musiałem działać szybko. Połyskujące oczy stworzenia zwróciły się dokładnie we mnie, ukazując mi przy tym na wpół zjedzoną wątrobę będącą w jego paszczy. W dłoni podrzuciłem jeden z swych pomniejszych toporków.
~ Z tego co wiem to truposze są bardzo mało mobilne. Zobaczmy czy unikniesz tego
W palce pochwyciłem rękojeść broni, by następnie szybko rzucić wprost w głowę przeciwnika. Tak jak sądziłem nie uniknął, lecz pomimo wszystko powstał i oberwał całością w tors. Siła uderzenia zwaliła go na plecy, wbijając tym samym w ziemie. Jak ja nie lubie, gdy cel nie chce umrzeć. Czym prędzej do niego dobiegłem, by przy samym ciele skoczyć swymi ciężkimi butami wprost na twarz Zombiaka. Zapadła się ona niczym worek z którego odsysano powietrze. Rozkładając ręce zagrzmiałem głośno
~ 10 punktów za lądowanie telemarkiem!
Pech chciał że moja chwila zabawy musiała być zakłócona przez salamandrę ognistą. Splunęła ona ogniem wprost w mą lewą dłoń, nabywając mi przy tym poparzenia pierwszego stopnia. Coś straszne dziwne gatunki spotykam w tej Kanadzie. Natychmiast skierowałem wzrok w jej stronę, dostrzegając przy tym jej gniazdo w którym było kilka pomniejszych odmian. Najwidoczniej wkroczyłem na jej teren. Strzeliłem kilkukrotnie placami. Chyba nastał czas by pokazać kto jest tu dominującym gatunkiem. Zwinnym ruchem ominąłem kolejny pocisk, by następnie za pomocą drugiego toporka trafić zwierza wprost w twarz. Zabawne jak ładnie się zwinęła. Może dostanę za nią dodatkową garze? Kto to wie. Obróciłem się jedynie na pięcie i ruszyłem w strone punktu spotkania, pozostawiając przy tym za sobą martwe ciała stworzeń z wbitą bronią oraz skazane na śmierć młode. Gdy dotarłem do budynku do mych uszu dobiegł dźwięk warczenia i rozbijania jakiegoś szkła. Chwytając się za swą długą brodę stanąłem jak wryty przed drzwiami. Niby proszono mnie bym nie wchodził tam dzisiaj, ale jakoś śpieszy mi się do domu. Emyr na pewno mi to wybaczy. Tak sobie wmówiłem dobywając w dłoń dwuręczny topór. Co prawda drzwi wejściowe na pewno mnie nie wpuszczą, lecz krusząca się ściana to już co innego. Zaparłem się nogami, by następnie biorąc spory zamach uderzyć głowiną wprost w jedną z wysuniętych cegieł. Całość posypała się bardzo ładnie, umożliwiając mi tym samym wejście. Minusem było jedynie to, że broń pod wpływem uderzenia złamała się. Pytanie tylko czy dalej będzie mi potrzebna? Odpowiedź poznałem chwile później gdy z wnętrza skoczył wprost na mnie nieco większy niż normalny osobnik wilk. No to nieźle się władowałem. Korzystając z przypływu adrenaliny wymierzyłem mu jednego silnego sierpowego w brzuch, lecz na niewiele się to zdało z racji na element zaskoczenia. Zwierz wgryzł mi się w prawy bark, by następnie po opadnięciu na ziemie wrzucić mnie wprost do budynku. Zginąć nie zamierzałem, toteż czym prędzej powstałem z ziemi, dzierżąc przy tym w dłoni cegłę. Gdy tylko po raz kolejny starał się mnie ugryźć otrzymał od niej siarczysty cios, co wytrąciło stworzenie z równowagi. To dało mi chwile by skierować się w stronę kuchni, gdzie znajdowało się zejście do zbrojowni. Zamknąłem klape w ostatniej chwili. Na wilkołaki najlepsze było srebro, więc tego też poszukiwałem. Z góry dobiegał do mnie niezbyt pokrzepiający dźwięk drapania wilka. Jedyną bronią zaopatrzoną w srebrny trzonek była niestety włócznia. Pochwyciłem ją w jedną dłoń, w drugą zaś zaopatrując się w dziwnie starą okrągłą tarcze. Pozostały mi teraz tylko dwie opcje. Albo będę walczyć, albo dam się zabić. To drugie niezbyt przypadło mi do gustu, toteż wybrałem pierwszą opcje. Szybkim krokiem wbiłem się z wyciągniętą przed siebie tarczą wprost w drewniane wieko. Bezproblemowo wyleciało ono z zawiasów, a tym samym rzuciło mym wilczym przyjacielem w góre. Uderzył on o ziemie metr dalej, natychmiast później zbierając się z ziemi. W szale rzucił się na mnie, lecz zamiast dosięgnąć mej skóry i mięsa spotkał się z przecięciem jego ust przez naostrzoną krawędź tarczy. Rozwścieczony wylądował za mną, przybierając po chwili pozycje odpowiednią do długiego susu. Wykorzystałem ten moment, by odrzucić swą tarczę i niczym zawodnik na olimpiadzie rzucić swą włócznią wprost w zwierza. Zakończyło się tak że przeszło przez jego pysk i żołądek, a wyszło drugą stroną.
~ No widzisz? I po co było zaczynać?
Uśmiechnąłem się krwisto. Miałem swoje zasady, mówiące o tym że jeśli zabije pracodawcę to nie mogę wymagać zapłaty. Chwyciłem więc w dłoń swój plecak i czym prędzej wychodząc z domku skierowałem się w stronę lotniska. Stamtąd była prosta droga do Norwegii.
~Serio Sigurd? To już czwarty bar, który rujnujesz w tym tygodniu. Chciałbym ci także przypomnieć że mamy ŚRODE!
Zrobił się aż purpurowy ze złości, co ja skomentowałem wzruszeniem ramion. Bez słowa skierowałem się w jego stronę, czym prędzej opuszczając wnętrze baru. Po drodze pochwyciłem jedynie porzucony wcześniej przez siebie plecak, wypełniony najpotrzebniejszymi przedmiotami. Kątem oka dostrzegłem jak Emyr, czyli mój kontakt w tym kraju zostawiał na ladzie pokaźną sumę pieniędzy na spłatę wyrządzonych przeze mnie szkód. Swoją drogą nie wspomniałem nawet czym się zajmuję. Opierając się przy tym o jedną z nielicznych, niedziałających już latarni, chętnie zdradzę wam ten sekret. Otóż jestem eksterminatorem. Czyli mianowicie mordercą do wynajęcia, który zajmuje się wszystkim, czego boją się inni śmiertelnicy. Każdy z mych pracodawców musi załatwić mi sprzęt, spanie, dojazd i co najważniejsze gażę za wykonaną robotę. Emyr, należał do tej właśnie grupy. Wynajął mnie pod pretekstem występowania w okolicznym lesie jednej z odmian zombie. Kim jest zombie chyba nie musze tłumaczyć, gdyż da się je łatwo rozpoznać po szarej skórze i specyficznych ruchach. Występowały swojego czasu w wielu filmach mugolskich, lecz w uświadomionej części społeczeństwa wiadomo że ich stopień występowania ograniczony jest do południowej części Stanów Zjednoczonych. Niewiadomo więc jakim cudem jeden z owych osobników zawędrował aż do Kanady, lecz ja jako badacz zamierzam się tego dowiedzieć. W międzyczasie z baru wyszedł mój pracodawca. Jego mina nie wskazywała na oznaki zadowolenia, co potwierdziły wypowiedziane później przez niego słowa
~Miałem zamiar poczekać do jutra, lecz obawiam się że zniszczysz mi pół wioski. Uwińmy się przed północą.
Na końcu skinął jedynie ręką, bym poszedł za nim. Jak przystało na posłusznego człowieka do wynajęcia wpierw zacisnąłem dłoń w pięść, wyobrażając sobie przy tym zmasakrowane ciało Emyra. Dopiero po chwili otrząsnąłem się i szybkim krokiem do niego dobiegłem. Szliśmy bez przerwy przez kilka godzin, o czym świadczył zachód słońca. Dopiero gdy jego ostatnie promienie zanikły dotarliśmy do zrujnowanej chatki u ubocza lasu. Pomimo tego że całość była zbudowana z cegły, to drzwi pozostały mosiężne i wciąż chełpiły się dobrymi dniami. Zignorowałem potok słów mego towarzysza i spróbowałem złapać za klamkę, która zamiast otworzyć mi wejście postanowiła odepchnąć mnie nieznanym mi wcześniej zaklęciem. Zrobiłem krok w tył, by następnie mocno się zaprzeć
~Nie potrafisz słuchać, prawda? Powtórzę się jeszcze raz. Zabraniam ci wchodzić do tego domu jeśli usłyszysz ze wnętrza warkot lub cokolwiek innego. Zresztą drzwi i tak cie nie wpuszczą…
Wydawał się zbyt pewny siebie. Mimo wszystko puściłem tą zgryźliwą uwagę mimo uszu, by Emyr otworzył swymi magicznymi palcami wejście. Wnętrze wyglądało tak samo jak sam budynek, czyli niesamowicie obskurnie. Szybkim krokiem skierowaliśmy się do piwnicy, w której po zaświeceniu światła mogłem dostrzec nawet nieźle wyposażoną zbrojownie. Były tu włócznie, topory, tarcze oraz pare mieczy. Wedle mych wymagań był tu także zestaw przygotowany wprost dla mnie, czyli liczący dwa pomniejsze toporki do rzucania i jeden większy dwuręczny. Nic oprócz tego nie potrzebowałem, więc natychmiast skierowałem się na góre. Zza mych pleców dobiegł jedynie krzyk przyjaciela mówiący „Powodzenia”, Jakby jeszcze byłoby mi potrzebne. Syknąłem pod nosem czym prędzej opuszczając budynek przez otwarte obecnie drzwi. Na dworze było cicho. Aż za cicho mógłbym rzec. Wciągnąłem powietrze do nosa, ujawniając tym samym zanikającą noc zgnilizny dobiegającej z wnętrza lasu. To będzie zdecydowanie proste zlecenie, za które zarobię aż 100 galeonów. Przedzierając się przez roślinność dostrzegłem wiele rozszarpanych trupów śmiałków chcących wkroczyć do środka legowiska bestii. Idioci. Ich nigdy nie było za wiele. Plusem ich obecności jest to że dzięki nim ja mam prace. Znalezienie mojego celu nie było trudne. Kierując się za zapachem dostrzegłem go po niecałych 10 minutach. Klęczał na ziemi pałaszując przy tym jednego z nieszczęśników. Gdybym posiadał jakieś bardziej rozwinięte uczucia na pewno uroniłbym nad nim łze, lecz o nie pora na to. Jestem pewien że zostałem już dostrzeżony, toteż musiałem działać szybko. Połyskujące oczy stworzenia zwróciły się dokładnie we mnie, ukazując mi przy tym na wpół zjedzoną wątrobę będącą w jego paszczy. W dłoni podrzuciłem jeden z swych pomniejszych toporków.
~ Z tego co wiem to truposze są bardzo mało mobilne. Zobaczmy czy unikniesz tego
W palce pochwyciłem rękojeść broni, by następnie szybko rzucić wprost w głowę przeciwnika. Tak jak sądziłem nie uniknął, lecz pomimo wszystko powstał i oberwał całością w tors. Siła uderzenia zwaliła go na plecy, wbijając tym samym w ziemie. Jak ja nie lubie, gdy cel nie chce umrzeć. Czym prędzej do niego dobiegłem, by przy samym ciele skoczyć swymi ciężkimi butami wprost na twarz Zombiaka. Zapadła się ona niczym worek z którego odsysano powietrze. Rozkładając ręce zagrzmiałem głośno
~ 10 punktów za lądowanie telemarkiem!
Pech chciał że moja chwila zabawy musiała być zakłócona przez salamandrę ognistą. Splunęła ona ogniem wprost w mą lewą dłoń, nabywając mi przy tym poparzenia pierwszego stopnia. Coś straszne dziwne gatunki spotykam w tej Kanadzie. Natychmiast skierowałem wzrok w jej stronę, dostrzegając przy tym jej gniazdo w którym było kilka pomniejszych odmian. Najwidoczniej wkroczyłem na jej teren. Strzeliłem kilkukrotnie placami. Chyba nastał czas by pokazać kto jest tu dominującym gatunkiem. Zwinnym ruchem ominąłem kolejny pocisk, by następnie za pomocą drugiego toporka trafić zwierza wprost w twarz. Zabawne jak ładnie się zwinęła. Może dostanę za nią dodatkową garze? Kto to wie. Obróciłem się jedynie na pięcie i ruszyłem w strone punktu spotkania, pozostawiając przy tym za sobą martwe ciała stworzeń z wbitą bronią oraz skazane na śmierć młode. Gdy dotarłem do budynku do mych uszu dobiegł dźwięk warczenia i rozbijania jakiegoś szkła. Chwytając się za swą długą brodę stanąłem jak wryty przed drzwiami. Niby proszono mnie bym nie wchodził tam dzisiaj, ale jakoś śpieszy mi się do domu. Emyr na pewno mi to wybaczy. Tak sobie wmówiłem dobywając w dłoń dwuręczny topór. Co prawda drzwi wejściowe na pewno mnie nie wpuszczą, lecz krusząca się ściana to już co innego. Zaparłem się nogami, by następnie biorąc spory zamach uderzyć głowiną wprost w jedną z wysuniętych cegieł. Całość posypała się bardzo ładnie, umożliwiając mi tym samym wejście. Minusem było jedynie to, że broń pod wpływem uderzenia złamała się. Pytanie tylko czy dalej będzie mi potrzebna? Odpowiedź poznałem chwile później gdy z wnętrza skoczył wprost na mnie nieco większy niż normalny osobnik wilk. No to nieźle się władowałem. Korzystając z przypływu adrenaliny wymierzyłem mu jednego silnego sierpowego w brzuch, lecz na niewiele się to zdało z racji na element zaskoczenia. Zwierz wgryzł mi się w prawy bark, by następnie po opadnięciu na ziemie wrzucić mnie wprost do budynku. Zginąć nie zamierzałem, toteż czym prędzej powstałem z ziemi, dzierżąc przy tym w dłoni cegłę. Gdy tylko po raz kolejny starał się mnie ugryźć otrzymał od niej siarczysty cios, co wytrąciło stworzenie z równowagi. To dało mi chwile by skierować się w stronę kuchni, gdzie znajdowało się zejście do zbrojowni. Zamknąłem klape w ostatniej chwili. Na wilkołaki najlepsze było srebro, więc tego też poszukiwałem. Z góry dobiegał do mnie niezbyt pokrzepiający dźwięk drapania wilka. Jedyną bronią zaopatrzoną w srebrny trzonek była niestety włócznia. Pochwyciłem ją w jedną dłoń, w drugą zaś zaopatrując się w dziwnie starą okrągłą tarcze. Pozostały mi teraz tylko dwie opcje. Albo będę walczyć, albo dam się zabić. To drugie niezbyt przypadło mi do gustu, toteż wybrałem pierwszą opcje. Szybkim krokiem wbiłem się z wyciągniętą przed siebie tarczą wprost w drewniane wieko. Bezproblemowo wyleciało ono z zawiasów, a tym samym rzuciło mym wilczym przyjacielem w góre. Uderzył on o ziemie metr dalej, natychmiast później zbierając się z ziemi. W szale rzucił się na mnie, lecz zamiast dosięgnąć mej skóry i mięsa spotkał się z przecięciem jego ust przez naostrzoną krawędź tarczy. Rozwścieczony wylądował za mną, przybierając po chwili pozycje odpowiednią do długiego susu. Wykorzystałem ten moment, by odrzucić swą tarczę i niczym zawodnik na olimpiadzie rzucić swą włócznią wprost w zwierza. Zakończyło się tak że przeszło przez jego pysk i żołądek, a wyszło drugą stroną.
~ No widzisz? I po co było zaczynać?
Uśmiechnąłem się krwisto. Miałem swoje zasady, mówiące o tym że jeśli zabije pracodawcę to nie mogę wymagać zapłaty. Chwyciłem więc w dłoń swój plecak i czym prędzej wychodząc z domku skierowałem się w stronę lotniska. Stamtąd była prosta droga do Norwegii.
[Obrazek: ZB8ywow.png]
Relacje:
Ma wywaloną swoją mamucią knage na wszystkich
Ciekawostki:
-Kiedyś pobił rekord Guinessa w piciu alkoholu na czas. Niestety zostało mu to unieważnione z racji na to że na same zawody przyszedł już “lekko wstawiony”
-Każdemu na pytanie o znaczenie jego imienia odpowiada, iż w dosłownym tłumaczeniu jest to “Nie interesuj sie bo w morde dostaniesz”
-Ma na sobie wyrok śmierci w Australii za wielokrotne zabójstwo Koali należącej do pani minister.
-Ma własny dzienniczek w którym notuje ilość zabitych stworów. Każdy z nich posiada daną ilość punktów za siebie
-Nigdy nie nauczył sie pisać po Angielsku
-Do wieku 35 lat nie potrafił sie deportować. Zamiast tego podróżował przy pomocy zaprzęgu psów Husky
-Raz zjadł warzywo. Wylądował w szpitalu z stanem ciężkim
-Perfekcyjnie zna punkty witalne stworzeń (Człowiek też stworzenie)
-Zna język Angielski, Norweski, Włoski, Czeski i pare innych
-Potrafi nakładać runy
-W szkole był prefektem, a potem nawet wydawało mu sie że naczelnym. Obudził sie na izbie wytrzeźwień
-Zamordował własną żonę by uratować swoje dzieci. Nigdy sobie tego nie wybaczył.
-Prowadzi dziennik w których opisuje swoje najciekawsze przygody
-Sam nie wie dokładnie ile dzieci posiada
Oceny:
ONMS – Z
Transmutacja – Nie podchodził
OPCM – P.O
Zielarstwo – O
Smokologia – Z
Starożytne Runy - Z
Eliksiry – T
Astronomia – T
Numerologia – Z
Wróżbiarstwo – T
Językoznawstwo – Nie podchodził.
Zaklęcia i Uroki - Z
Historia Magii – Nie podchodził
Postać na koncie: Ravenailss