15.06.2015 11:49
======================================
Dane dotyczące postaci:
======================================
Dane dotyczące postaci:
======================================
Imię i nazwisko: Vegard Hjalmar Lavenhart
Wiek: 33
Data urodzenia: 10 Stycznia **33 lata temu**
Miejsce urodzenia: Oslo, Norwegia
Obecne miejsce zamieszkania: Dom rodu Lavenhart, znajdujący się na wsi w Norwegi.
Czystość krwi: 100%
Historia postaci:
Epilog
Urodziłem się 10 stycznia, dokładnie 33 lata temu w jednej z niewielu fili miejscowego szpitala położniczego w Anglii. Kolejno po tym natychmiast wróciliśmy do naszego domu rodzinnego mieszczącego się w Norwegii. Jeśli ufać mym rodzicom to byłem dzieciakiem spokojnym, skupiającym się przez większość czasu na leżeniu w jednym miejscu i nic nie robieniu. Tak mijały lata podczas których kolejno uczyłem się chodzić, jeździć na rowerze, mówić, oraz co najważniejsze normalnie funkcjonować. Moja moc ujawniła się dopiero w wieku 8 lat, kiedy to jeden z starszych kolegów postanowił się nieco poznęcać nad młodszym kolegą. Wtedy to wyciągając dłoń przed siebie warknąłem głośno, a dzieciak odleciał na dobre kilka metrów. Do teraz nie wiem jakim cudem osiągnąłem to magią bezróżdżkową. Dziwnym trafem w wieku 11 lat dotarł do mnie list z Hogwartu, zamiast z szkoły mieszczącej się w Norwegii. Wedle wyjaśnień rodziców, to przez miejsce mego urodzenia. Z dyrektorem sprzeczać się nie zamierzałem, toteż posłusznie udałem się do tamtejszej placówki. Dostałem się do domu o węża, gdzie najważniejszymi cechami było oddanie i wierność. Wtedy dopiero zaczęła się moja przygoda… **W tym momencie kartki są wyrwane. Tekst pisany zaczyna się ponownie dopiero w poniższym akapicie**
~Serio Vegard? To już czwarty bar, który rujnujesz w tym tygodniu. Chciałbym ci także przypomnieć że mamy ŚRODE!
Zrobił się aż purpurowy ze złości, co ja skomentowałem wzruszeniem ramion. Bez słowa skierowałem się w jego stronę, czym prędzej opuszczając wnętrze baru. Po drodze pochwyciłem jedynie porzucony wcześniej przez siebie plecak, wypełniony najpotrzebniejszymi przedmiotami. Kątem oka dostrzegłem jak Emyr, czyli mój kontakt w tym kraju zostawiał na ladzie pokaźną sumę pieniędzy na spłatę wyrządzonych przeze mnie szkód. Swoją drogą nie wspomniałem nawet czym się zajmuję. Opierając się przy tym o jedną z nielicznych, niedziałających już latarni, chętnie zdradzę wam ten sekret. Otóż jestem eksterminatorem. Czyli mianowicie mordercą do wynajęcia, który zajmuje się wszystkim, czego boją się inni śmiertelnicy. Każdy z mych pracodawców musi załatwić mi sprzęt, spanie, dojazd i co najważniejsze gażę za wykonaną robotę. Emyr, należał do tej właśnie grupy. Wynajął mnie pod pretekstem występowania w okolicznym lesie jednej z odmian zombie. Kim jest zombie chyba nie musze tłumaczyć, gdyż da się je łatwo rozpoznać po szarej skórze i specyficznych ruchach. Występowały swojego czasu w wielu filmach mugolskich, lecz w uświadomionej części społeczeństwa wiadomo że ich stopień występowania ograniczony jest do południowej części Stanów Zjednoczonych. Niewiadomo więc jakim cudem jeden z owych osobników zawędrował aż do Kanady, lecz ja jako badacz zamierzam się tego dowiedzieć. W międzyczasie z baru wyszedł mój pracodawca. Jego mina nie wskazywała na oznaki zadowolenia, co potwierdziły wypowiedziane później przez niego słowa
~Miałem zamiar poczekać do jutra, lecz obawiam się że zniszczysz mi pół wioski. Uwińmy się przed północą.
Na końcu skinął jedynie ręką, bym poszedł za nim. Jak przystało na posłusznego człowieka do wynajęcia wpierw zacisnąłem dłoń w pięść, wyobrażając sobie przy tym zmasakrowane ciało Emyra. Dopiero po chwili otrząsnąłem się i szybkim krokiem do niego dobiegłem. Szliśmy bez przerwy przez kilka godzin, o czym świadczył zachód słońca. Dopiero gdy jego ostatnie promienie zanikły dotarliśmy do zrujnowanej chatki u ubocza lasu. Pomimo tego że całość była zbudowana z cegły, to drzwi pozostały mosiężne i wciąż chełpiły się dobrymi dniami. Zignorowałem potok słów mego towarzysza i spróbowałem złapać za klamkę, która zamiast otworzyć mi wejście postanowiła odepchnąć mnie nieznanym mi wcześniej zaklęciem. Zrobiłem krok w tył, by następnie mocno się zaprzeć
~Nie potrafisz słuchać, prawda? Powtórzę się jeszcze raz. Zabraniam ci wchodzić do tego domu jeśli usłyszysz ze wnętrza warkot lub cokolwiek innego. Zresztą drzwi i tak cie nie wpuszczą…
Wydawał się zbyt pewny siebie. Mimo wszystko puściłem tą zgryźliwą uwagę mimo uszu, by Emyr otworzył swymi magicznymi palcami wejście. Wnętrze wyglądało tak samo jak sam budynek, czyli niesamowicie obskurnie. Szybkim krokiem skierowaliśmy się do piwnicy, w której po zaświeceniu światła mogłem dostrzec nawet nieźle wyposażoną zbrojownie. Były tu włócznie, topory, tarcze oraz pare mieczy. Wedle mych wymagań był tu także zestaw przygotowany wprost dla mnie, czyli liczący dwa pomniejsze toporki do rzucania i jeden większy dwuręczny. Nic oprócz tego nie potrzebowałem, więc natychmiast skierowałem się na góre. Zza mych pleców dobiegł jedynie krzyk przyjaciela mówiący „Powodzenia”, Jakby jeszcze byłoby mi potrzebne. Syknąłem pod nosem czym prędzej opuszczając budynek przez otwarte obecnie drzwi. Na dworze było cicho. Aż za cicho mógłbym rzec. Wciągnąłem powietrze do nosa, ujawniając tym samym zanikającą noc zgnilizny dobiegającej z wnętrza lasu. To będzie zdecydowanie proste zlecenie, za które zarobię aż 100 galeonów. Przedzierając się przez roślinność dostrzegłem wiele rozszarpanych trupów śmiałków chcących wkroczyć do środka legowiska bestii. Idioci. Ich nigdy nie było za wiele. Plusem ich obecności jest to że dzięki nim ja mam prace. Znalezienie mojego celu nie było trudne. Kierując się za zapachem dostrzegłem go po niecałych 10 minutach. Klęczał na ziemi pałaszując przy tym jednego z nieszczęśników. Gdybym posiadał jakieś bardziej rozwinięte uczucia na pewno uroniłbym nad nim łze, lecz o nie pora na to. Jestem pewien że zostałem już dostrzeżony, toteż musiałem działać szybko. Połyskujące oczy stworzenia zwróciły się dokładnie we mnie, ukazując mi przy tym na wpół zjedzoną wątrobę będącą w jego paszczy. W dłoni podrzuciłem jeden z swych pomniejszych toporków.
~ Z tego co wiem to truposze są bardzo mało mobilne. Zobaczmy czy unikniesz tego
W palce pochwyciłem rękojeść broni, by następnie szybko rzucić wprost w głowę przeciwnika. Tak jak sądziłem nie uniknął, lecz pomimo wszystko powstał i oberwał całością w tors. Siła uderzenia zwaliła go na plecy, wbijając tym samym w ziemie. Jak ja nie lubie, gdy cel nie chce umrzeć. Czym prędzej do niego dobiegłem, by przy samym ciele skoczyć swymi ciężkimi butami wprost na twarz Zombiaka. Zapadła się ona niczym worek z którego odsysano powietrze. Rozkładając ręce zagrzmiałem głośno
~ 10 punktów za lądowanie telemarkiem!
Pech chciał że moja chwila zabawy musiała być zakłócona przez salamandrę ognistą. Splunęła ona ogniem wprost w mą lewą dłoń, nabywając mi przy tym poparzenia pierwszego stopnia. Coś straszne dziwne gatunki spotykam w tej Kanadzie. Natychmiast skierowałem wzrok w jej stronę, dostrzegając przy tym jej gniazdo w którym było kilka pomniejszych odmian. Najwidoczniej wkroczyłem na jej teren. Strzeliłem kilkukrotnie placami. Chyba nastał czas by pokazać kto jest tu dominującym gatunkiem. Zwinnym ruchem ominąłem kolejny pocisk, by następnie za pomocą drugiego toporka trafić zwierza wprost w twarz. Zabawne jak ładnie się zwinęła. Może dostanę za nią dodatkową garze? Kto to wie. Obróciłem się jedynie na pięcie i ruszyłem w strone punktu spotkania, pozostawiając przy tym za sobą martwe ciała stworzeń z wbitą bronią oraz skazane na śmierć młode. Gdy dotarłem do budynku do mych uszu dobiegł dźwięk warczenia i rozbijania jakiegoś szkła. Chwytając się za swą długą brodę stanąłem jak wryty przed drzwiami. Niby proszono mnie bym nie wchodził tam dzisiaj, ale jakoś śpieszy mi się do domu. Emyr na pewno mi to wybaczy. Tak sobie wmówiłem dobywając w dłoń dwuręczny topór. Co prawda drzwi wejściowe na pewno mnie nie wpuszczą, lecz krusząca się ściana to już co innego. Zaparłem się nogami, by następnie biorąc spory zamach uderzyć głowiną wprost w jedną z wysuniętych cegieł. Całość posypała się bardzo ładnie, umożliwiając mi tym samym wejście. Minusem było jedynie to, że broń pod wpływem uderzenia złamała się. Pytanie tylko czy dalej będzie mi potrzebna? Odpowiedź poznałem chwile później gdy z wnętrza skoczył wprost na mnie nieco większy niż normalny osobnik wilk. No to nieźle się władowałem. Korzystając z przypływu adrenaliny wymierzyłem mu jednego silnego sierpowego w brzuch, lecz na niewiele się to zdało z racji na element zaskoczenia. Zwierz wgryzł mi się w prawy bark, by następnie po opadnięciu na ziemie wrzucić mnie wprost do budynku. Zginąć nie zamierzałem, toteż czym prędzej powstałem z ziemi, dzierżąc przy tym w dłoni cegłę. Gdy tylko po raz kolejny starał się mnie ugryźć otrzymał od niej siarczysty cios, co wytrąciło stworzenie z równowagi. To dało mi chwile by skierować się w stronę kuchni, gdzie znajdowało się zejście do zbrojowni. Zamknąłem klape w ostatniej chwili. Na wilkołaki najlepsze było srebro, więc tego też poszukiwałem. Z góry dobiegał do mnie niezbyt pokrzepiający dźwięk drapania wieka. Jedyną bronią zaopatrzoną w srebrny trzonek była niestety włócznia. Pochwyciłem ją w jedną dłoń, w drugą zaś zaopatrując się w dziwnie starą okrągłą tarcze. Pozostały mi teraz tylko dwie opcje. Albo będę walczyć, albo dam się zabić. To drugie niezbyt przypadło mi do gustu, toteż wybrałem pierwszą opcje. Szybkim krokiem wbiłem się z wyciągniętą przed siebie tarczą wprost w drewniane wieko. Bezproblemowo wyleciało ono z zawiasów, a tym samym rzuciło mym wilczym przyjacielem w góre. Uderzył on o ziemie metr dalej, natychmiast później zbierając się z ziemi. W szale rzucił się na mnie, lecz zamiast dosięgnąć mej skóry i mięsa spotkał się z przecięciem jego ust przez naostrzoną krawędź tarczy. Rozwścieczony wylądował za mną, przybierając po chwili pozycje odpowiednią do długiego susu. Wykorzystałem ten moment, by odrzucić swą tarczę i niczym zawodnik na olimpiadzie rzucić swą włócznią wprost w zwierza. Zakończyło się tak że przeszło przez jego pysk i żołądek, a wyszło drugą stroną.
~ No widzisz? I po co było zaczynać?
Uśmiechnąłem się krwisto. Miałem swoje zasady, mówiące o tym że jeśli zabije pracodawcę to nie mogę wymagać zapłaty. Chwyciłem więc w dłoń swój plecak i czym prędzej wychodząc z domku skierowałem się w stronę lotniska. Stamtąd była prosta droga do Norwegii.
Wygląd postaci:
Wszystko przedstawione jest na znajdującym się powyżej obrazku, lecz by zapobiec jakiemukolwiek niedopowiedzeniu, sam pokrótce opisze wygląd Vegarda. Otóż jest on rosłym chłopem, który już po pierwszym rzucie oka potrafi wzbudzić szacunek u drugiej osoby. Długa brązowa broda, wielokrotnie spięta klamrami, oraz zaczesane do tyłu włosy, sięgające już mniej więcej do ramion, to chyba dostateczny argument. Z tej pozostałości odkrytej twarzy wysuwają się jego surowe rysy, w wielu miejscach przyozdobione blizną, czy to zaczerwienieniem. Patrząc na ich stan, oraz na to że częściowo zaczęły już zmieniać kolor na ten podobny do jego karnacji to mają już swoje lata. Najbardziej widoczna jest jeszcze ta przebiegająca po prawej stronie jego żeber, przecinając wzdłuż pięć będących u samej góry. Dziwnym trafem właśnie ona zamiast odstraszać kobiety, to przyciąga zainteresowaną płeć przeciwną, która pod pretekstem opowiedzenia historii owej szramy zalotnie flirtuje z Wikingiem. Jak już mówimy o torsie mężczyzny, to grzechem byłoby przeoczyć mięśnie jakie posiada. Wyglądają wręcz jak najnowsze dzieło jakiegoś z wielkich mistrzów rzeźbiarstwa. Nie ma tu ani jednej niedoskonałości, a jedynie dopracowywana maniakalnie siła, opleciona dla zasady pasmem ludzkiej skóry. Istotnym elementem jest także wisior, który zawsze ma na szyi. Przedstawia on bowiem młot jednego z bogów w których wierzy. Jakbym miał być konkretny, to chodzi rzecz jasna o Thora, inaczej zwanego władcą piorunów. Jakby to kogoś obchodziło to oczy ma błękitne. Przechodząc teraz na temat ubrania, to tak właściwie niewiele można o nim powiedzieć.. Wszystkie jego spodnie mają podobny krój, czyli mianowicie upodobniony do skóry zwierzyny. Różnią się jedynie grubością przez to jedne są przeznaczone na lato, drugie zaś na chłodniejsze dni. Gdy temperatura osiąga odpowiednią liczbę zazwyczaj albo świeci gołym torsem, albo przechadza się w o wiele za dużym bezrękawniku, koniecznie zawsze przydziewając do tego pare rękawic wojskowych w razie obrony przed jakimś kubkiem czy innym tam sztyletem. Wtedy to na jego lewym ramieniu widać bliznę po ugryzieniu. Pokrótce tak właśnie można go opisać.
Cechy charakteru:
Vegard to niesamowicie specyficzny mężczyzna, kierujący się w życiu jedynie czterema zasadami. Alkohol, Krew, Seks i najważniejsze czyli Rodzina. Przez to ostatnie jest wielokrotnie naiwny i łatwy w manipulacji. Bywały już przypadki, kiedy to mężczyźni w barze obrazili jego matke, ojca, czy nawet brata. Wszyscy kończyli w podobny sposób, pozbawieni przy tym paru cennych zębów. Jednak jak każdemu wiadomo jest to miecz obusieczny. Z tej całej zgrai idiotów wyróżnił się jeden, który pod pretekstem przetrzymywania jego córki, zmusił mężczyznę do przeniesienia paczki z jednej strony półkuli na drugą. Niby nic strasznego lecz można sobie wyobrazić do czego może przysłużyć taki chłop komuś bardziej rozumnemu. Porzucając jednak ten temat, to podobnie jak reszta jego rodzeństwa jest wyczulony w kwestii kłamstw. Nie lubi ich i potrafi w jakiś łatwy sposób je wyczuć, lecz na to wpływ miał zapewne jego wieloletni staż z ludźmi, dla których pracował. Swego czasu trudnił się jako stróż nocny w jakiejś drogiej villi, czy też ochroniarz kogoś bogatego. Pracując w taki sposób wielokrotnie oglądał na własne oczy ludzkie relacje i jak to przyjaciele okłamują czy też obgadują siebie gdy drugi nie słyszy. To wywołało u niego instynktowne osobne rozważanie propozycji znajomości z każdym nowopoznanym. Jest oddany tradycjom rodzinnym, chodź przez dłuższy czas ich nie przestrzegał. Zmienił się dopiero w chwili gdy odchodząc na kolejny miesiąc powrócił do domu strasznie ranny i na skraju śmierci. Wtedy to rodzina zaopiekowała się nim, a on poprzysięgał nie odchodzić. Z takich mieszczących się w jednym słowie cech, to jest on człowiekiem odważnym. Chyba nie jest to dziwne, skoro trudni się jako eksterminator niewygodnych stworzeń. Wielokrotnie przez to musiał stanąć naprzeciw gryfowi, czy innemu stworzeniu uzbrojony jedynie w Betty (Jego ukochany topór), oraz różdżkę. Odnośnie tego drugiego to stara się jej nie używać. Wręcz maniakalnie tego unika, dzięki czemu ostatnie jej użycie zarejestrował dosłownie pół roku temu. Pomimo swego wyglądu to jest on osobą nawet miłą. To znaczy, do chwili aż ktoś go nie zaczepi albo nie wkurzy, bo wtedy z uśmiechem na ustach przechodzi do rozłupywania czaszek, lecz wychowany został w dobry sposób. Nie musi silić się na mówienie takich słów jak przepraszam, czy dziękuje. Często czuje się zaginiony w miejscach pełnych ludzi. W stosunku do swych dzieci nie zachowuje się surowo. Wręcz jest zbyt bardzo pobłażliwy, co potwierdza jego stosunek do córeczki czyli Freji. Obecnie jest jego oczkiem w głowie. Niestety wobec Emanuela jest inaczej, gdyż zamiast pomagać chłopcu, to jeszcze je utrudnia. Wychowuje chłopaka na prawdziwego mężnego chłopaka, przez co już w wieku 11 lat wygląda jak mały strongman.
Usposobienie/Sposób bycia: Vegard nienawidzi kłamców. Są oni dla niego plugastwem, które powinno czym prędzej zniknąć z tego świata. Jest raczej cichy, nie obnoszący się z swoimi umiejętnościami ani znajomością poszczególnej dziedziny wiedzy. Interesuje się ONMS’em, Starożytnymi Runami, Smokologią, oraz Numerologią. Łatwy do sprowokowania.
Umiejętności:
~Umiejętność latania na miotle
~Umiejętność korzystania i nakładania run
~ Perfekcyjna znajomość punktów witalnych stworzeń (Człowiek też stworzenie)
~ Znajomość języka Angielskiego, Norweskiego i Włoskiego
~ Umiejętność wyczarowania patronusa
~ Perfekcyjna znajomość każdego z występujących obecnie stworzeń.
~ Zna się na walce mugolską bronią białą. Bo co tam trzeba? Mieć po prostu siłe w łapach
~ Zna się na kilku mugolskich sztukach walki.
~ Wrażliwe powonienie i umiejętność dostrzegania to co inni zazwyczaj przeoczają.
Wykształcenie: Ukończona szkoła magii i czarodziejstwa Hogwart, studia pod kontem Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami w Włoszech. Studia mugolskie na temat anatomii człowieka w Włoszech.
Wyniki z OWUTEM-ów:
Do dyspozycji masz 30 punktów.
PO - 5p
Z - 4p
N - 3p
O - 2p
T - 1p
ONMS – Z
Transmutacja – Nie podchodził
OPCM – P.O
Zielarstwo – O
Smokologia – Z
Starożytne Runy - Z
Eliksiry – T
Astronomia – T
Numerologia – Z
Wróżbiarstwo – T
Językoznawstwo – Nie podchodził.
Zaklęcia i Uroki - Z
Historia Magii – Nie podchodził
Rodzina postaci:
======================================
Dane dotyczące gracza:
======================================
Dane dotyczące gracza:
======================================
Nick w grze: Nevermore
Twój wiek OOC: 18
Czy jest to multikonto?: Tak
Dlaczego chcesz, aby Twoja postać była dorosła?: Ponieważ zaciekawiła mnie propozycja Przemka odnośnie bezkonfliktowego rodu. Zgłosiłem się, zdobyłem zgodę na stworzenie jej i tak jakoś wyszło.
Jak oceniasz swój poziom RP?: 7/10
Czy masz doświadczenie w grze na serwerach RP?: Tak, gram tu od jakiś trzech lat z licznymi przerwami.
Skąd dowiedziałeś się o serwerze?: Nie mam pojęcia… Chyba z google
Odegraj rozbudowaną akcję IC w której twoja postać upora się ze sprawą. [Pamiętaj że powyżej opisałeś dokładnie swoją postać, więc odgrywaj nią akcje zgodnie z jej cechami. Nie zapomnij także o dodaniu sporej ilości czynności oraz mimiki twarzy. Minimum 15 rozwiniętych zdań]
Tak jak na zdjęciu widzisz zbiorowisko osób. Dwójka mężczyzn pod krawatami to aurorzy. Blondyn - Jack i ciemnowłosy - Malcolm. Potrzebują oni rozwiązać problem który zaistniał przed barem. Uczeń Fred leży nieprzytomny na ziemi i ma złamaną nogę. Świadkami zdarzenia byli dwaj mężczyźni. Szarowłosy Arthur mówi że widział jak chłopak przewrócił się na lodzie i uderzył głową o posadzkę przy okazji łamiąc nogę. Podszedł do niego aby udzielić mu pomocy jednak wtedy zjawili się aurorzy. Drugi mężczyzna, blondyn imieniem Simon mówi że był świadkiem szarpaniny Arthura i ucznia. Arthur popchał ucznia przez co ten połamał sobie nogę i stracił przytomność. Twoim zadaniem jest pomoc aurorom w rozwiązaniu sprawy. Liczymy na twoją pomysłowość i własną inicjatywę.
**Pogoda jaka wystąpiła owego dnia była nadzwyczaj zaskakująca. Pomimo zimy, wiał przyjemny wiatr, zaś śnieg prószył delikatnie, zakrywając przy tym to co dotychczas było widoczne. Temperatura nie była taka zła, o czym mówił termometr wskazując strzałką wprost w liczbę -3.**
[Vegard] *Akurat przesiadywał w trzech miotłach, gdzie z wolna sączył swój ulubiony napój, zwany powszechnie whisky. Jego rozmyślenia przerwał wrzask mężczyzny na widok leżącego chłopaka. Ciekawskim okiem brodacz spojrzał w tamtą stronę, gdzie dostrzegł dwójkę aportujących się aurorów. Mimowolnie zbliżył się do okna, by móc podsłuchiwać*
[Simon] Dlaczego go pchnąłeś! Nie widzisz jak wykrzywiła się jego noga? Patrz co narobiłeś, panowie są z oddziału aurorskiego, prawda? Proszę popatrzeć! *Dłonią wskazał na leżącego obok ucznia. Śnieg wokół jego prawej nogi zaczął z wolna zmieniać kolor na czerwony*
[Artur] Ale to nie ja! Przecież sam widziałeś jak się cofnął i przewrócił! To nie moja wina, proszę panów! *Z żałością w głosie spojrzał w kierunku aurorów. Dłonie zacisnął, co dostrzec mógł jedynie Vegard przypatrujący się wszystkiemu zza szyby*
[Jack] Chwila chwila! Proszę się zamknąć i czekać na udzielenie głosu. Marlcolm, sprawdź czy dzieciak ma jakieś obrażenia *Skinął głową do swego towarzysza* A panów poproszę o wyjaśnienie sprawy jeszcze raz. Tyle że z wskazaniem świadka, który może potwierdzić waszą wersje
[Malcolm] *Posłusznie skierował się do mężczyzny. Przyklęknął nad nim by sprawdzić puls i obrażenia. Po paru chwilach powstał z klęczek* Wygląda mi to na złamanie nogi. Poza tym nic poważnego. Wezwę ludzi z świętego munga *W dłoń pochwycił własną różdżkę, z której końca po chwili wyleciała smuga przedstawiająca łanie*
**Odbywa się właśnie kłótnia wszystkich zgromadzonych mężczyzn, z której nie wynika nic ważnego. Każdy obwinia siebie nawzajem, próbując jakoś wyłgać się z oskarżeń.**
[Vegard] *W pewnej chwili został oskarżony przez Artura. W tym momencie nie wytrzymał i powstał z krzesła. Szybkim krokiem skierował się na dwór* Jesteście bezużyteczni. *Warknął przechodząc obok aurorów. Bez dalszych wyjaśnień przyklęknął przy dzieciaku, obserwując kolejno wszystko co znajdowało się wokół niego*
[Jack] *Dobył w dłoń różdżkę, którą wycelował w Vegarda* Proszę się odsunąć i natychmiast udać się z nami do ministerstwa. Nie zamierzam pozwolić chodzić tak nieobliczalnym ludziom w Hogsmeade!
[Vegard] *Posłusznie wstał z klęczek* Jasne. Jakby cie to interesowało to lód pod stopami dzieciaka jest zarysowany mniej więcej na średnicy 1 metra. Patrząc na jego wymiary to nawet podczas próby utrzymania równowagi nie byłby w stanie tyle przejść. Dodatkowo ślad prowadzony jest tylko w jedną stronę, począwszy od tamtego miejsca *Dłonią wskazał na Artura* To chyba identyfikuje waszego sprawcę. Ciesze się że pomogłem,a teraz chce wrócić do baru dopić szklankę whisky. *Po tych słowach nic nie robiąc sobie z różdżki skierował się w stronę środka baru*
[Jack] *Tak jak reszta zgromadzonych otworzył usta z niedowierzania. Pomimo wszystko dał przejść brodaczowi, zaś sam spojrzał na ślad pozostawiony na lodzie* Jest pan aresztowany pod zarzutem ataku na dziecko. *Powiedział do Artura, celując teraz w jego stronę różdżką.*
**Spawa zakończyła się w taki sposób że Artur został zabrany do ministerstwa, zaś Fred do munga, gdzie pod opieką lekarzy szybko dochodzi do zdrowia**
[Vegard] Kolejny dobry uczynek *Uśmiechnął się delikatnie pod nosem*
Czy przeczytałeś regulamin? Tak. !!!
Tutaj masz dowód że element występujący w historii istnieje w świecie HP
Zgoda na ową postać została wydana przez administracje RP.