Witaj!

[Frank Mulier][Ucz1]
GrosikCosik
Czarodziej




Posty: 11
Tematy: 4
Lip 2015
6
#1
Data urodzenia: 23 sierpnia **11 lat wcześniej**
Czystość krwi: (0% 10% 25% 50% 75% 90% 100%): 75%
Miejsce urodzenia: Londyn, Szpital św. Munga.
Miejsce zamieszkania: Dolina Godryka
Obecnie jest na roku: Klasa 1
Dom w Hogwarcie: Slytherin

Zdjęcie postaci: (Obecnie szukam jakiegoś)

Wygląd postaci:
Frank nie jest szczególnie przystojny. Dość duży nos, blada karnacja, co gryzie się z jego czarnymi włosami i brązowymi oczami. Ogólnie, gdyby nie te włosy, jego oczy wydawałyby się praktycznie czarne. Ma parę piegów w okolicy nosa i na policzkach. Nie jest jakiś mega wysoki, ale nie jest też niski - ma około 150 cm. Ma parę zadrapań na rękach, po tym, jak ścigał i bawił się z kotami (co często kończyło się wyrzucaniem go, albo zadrapaniem).

Charakter:
Frank jest niezwykle nieufny. Gdy jest z kimś pomieszczeniu, siedzi cicho i nie odzywa się, tak samo jak wśród większej grupie. Obserwuje każdego cały czas i wyrabia sobie o innych zdanie, stara się też poznać zdanie innych o tej osobie. Frank ma bardzo bujną wyobraźnię i często objawia mu się to w nie najlepszych momentach. Wygląda to tak, że "odpływa" i stoi patrząc się w jeden punkt, prawie w ogóle nie mrugając. Z całą pewnością nie jest duszą towarzystwa, woli przebywać w mniejszym gronie. Ojciec nauczył chłopca sztuki retoryki w małym stopniu, ale wystarczającym, jak na niego. Potrafi namawiać osoby w swoim wieku, aby coś dla niego zrobiły, ale tylko jeśli znają Franka i on sam musi znaleźć odpowiednie argumenty. Potrafi też "udobruchać" osoby, które tego potrzebują. Stara się w miarę pomagać ludziom i uważnie obserwuje ich zachowanie, aby sprawdzić, czy coś im nie jest, ale tylko bliższym znajomym.
Frank jest w miarę sprawny fizycznie (po ściganiu kotów), ale nie jest jakimś mistrzem świata. Potrafi szybko biegać i to mu wystarczy, gdyż nie lubi i nie umie się bić w razie bójki, a ucieczka najczęściej mu ratowała skórę.
Jest bardzo zżyty ze swoją siostrą, często przebywają razem w Hogwarcie i rozmawiają.

Historia:
Pięć lat przed narodzinami Franka, rodzice chłopca przeprowadzili się z Niemiec do Wielkiej Brytanii z powodu panujących tam warunków politycznych, wynikających głównie z korupcji polityków.
Kiedy dwoje kolejnych dzieci przyszło na świat, byli wniebowzięci, gdyż rodzeństwo narodzonych dzieci byli już pełnoletni i wyjechali w dalekie strony, a Lina i Leon (bo takie były imiona rodziców) niezwykle za nimi tęsknili i przywykli do opiekowania się małymi dziećmi.
Frank jako, że urodził się w magicznej rodzinie, wiedział co to magia, a rodzice dodatkowo mu to wpajali. Nie mówili dobrze o mugolach, chłopiec nie szanował ich w wielkim stopniu, ale też tylko 3 razy w życiu widział mugola.
Frank miał dobre i w miarę bogate dzieciństwo. Niczego mu nie brakowało, miał sporo zabawek. Nic w tym dziwnego, gdyż jego rodzice mieli dobrze płatną pracę w Ministerstwie Magii. Chłopiec i jego siostra - Kat, nie raz się aportowali razem z nimi do pracy, aby popatrzeć i pozwiedzać Ministerstwo Magii (przynajmniej tam, gdzie mogli chodzić).
Tak więc młodość miał szczęśliwą i dostatnią, a utwardzało to sytuacja, że było dwoje dzieci w domu do 6 roku życia. Ale wszystko się rozsypało, gdy jego mama urodziła syna. Nazwała go Joseph, aby ich najmłodsze dziecko było "angielskie". Frank dużo marudził i był zazdrosny z tego powodu, bo on też urodził się w Anglii, a takiego przydomka nie dostał. Jego zazdrość umacniał fakt, że teraz rodzice zajmowali się ich najmłodszą pociechą, a nie Frankiem, który odniósł wrażenie, że został odepchnięty na bok.

Żył w tym stanie przez kolejne dwa lata, aż stało się coś tragicznego i dobrego w jednym momencie. Lina wracała ze sklepu ze swoim najmłodszym synem ("Jakże inaczej" - myślał Frank), i stanęła na dywaniku w korytarzu. Frank w tym samym momencie spojrzał na swojego brata i doznał czystej wściekłości, bo zobaczył, że Joseph trzyma kolejną nową zabawkę. W jednym momencie dywanik wystrzelił spod nóg Liny, a ona spadła na rękę, upuszczając dziecko. Matka chłopca ryczała z bólu, a sam chłopiec dosłownie dusił się w swoich łzach. Frank wstał i nie ruszał się, bo nie wiedział, co robić, ale usłyszał to jego ojciec, który szybko wybiegł z ogródka (a za nim Kat), i deportował się wraz ze swoją żoną i synem, zostawiając 8-latków samych w domu. Frank, pogrążony w smutku, w głębi duszy czuł satysfakcję. Po chwili do jego domu przyleciała sowa z listem od Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Frank spodziewał się tego listu, ale nie tak szybko. Chwilę "świętował" (wypił oranżadę, którą nie miał pić). Ale długo o tym nie myślał, bo on i jego siostra zostali sami w domu, a nigdy tak nie było. Wieczorem zrobili sobie po kanapce i poszli spać. Przed snem jednak opowiedział Kat co czuł.
Następnego dnia wrócił jego tata, ale tylko on. Powiedział, że Lina ma złamaną rękę, a Joseph wstrząs mózgu. Słysząc to, Frank udawał zrozpaczonego. Nie wyglądało to zbyt przekonująco, ale to wystarczało tacie. Gdy dowiedział się o liście, lekko się ucieszył, ale zapewne przytłaczała go świadomość, że syn i żona leżą w szpitalu.
Ze szpitala wrócili po paru dniach, mama w gipsie, brat bandażem na głowie. W czasie pobytu w szpitalu odwiedzili ich parę razy, niemalże codziennie. W szpitalu Frank poznał jakiegoś chłopca i codziennie rozmawiali. Ogólnie życie Franka się nie zmieniło, oprócz tego, że jeszcze więcej uwagi rodzice zwracali na Josepha.

Gdy Frank miał już 11 lat, a było to tydzień przed nowym rokiem szkolnym, on, Kat i Leon aportowali się do Dziurawego Kotła, a stamtąd poszli na ulicę Pokątną po rzeczy, które były potrzebne do nauki w szkole. Ośmiolatek nie był zaskoczony wyglądem ulicy, ale gdy ostatnio tu był (po jakieś nawozy do ogródka) było tu zdecydowanie mniej osób. Teraz cała ulica była zapełniona ludźmi i innymi jedenastolatkami, którzy, tak jak Mulierowie, kupowali rzeczy do szkoły.
Najpierw poszli do sklepu Madame Malkin po nowe szaty do szkoły. Gdy weszli do sklepu, Frank od razu spostrzegł za ladą dosyć niska i grubszą kobietę. Przywitali się, ojciec chłopca chwilę porozmawiał z kobietą, po czym nastąpiło mierzenie jedenastolatka. Czuł się on bardzo nieswojo, nie lubił, gdy obcy ludzie go dotykali po ciele. Odetchnął z ulgą, kiedy skończyła. Ojciec zapłacił i wyszli. Odwiedzili po kolei sklepy z: kociołkami, składnikami do eliksirów, książkami i zeszytami, aż przyszedł czas na sklep Ollivandera, czyli to, na co Frank czekał przez cały ten czas.
Gdy tylko weszli, zadzwonił dzwoneczek nad drzwiami. Zza półki wyszedł staruszek, który z miłym głosem przemówił:
- Och, witam! Jak sądzę, przyszliście po różdżkę dla tego młodzieńca, bo po co innego zresztą.
Tata Franka się zaśmiał, po czym Ollivander od razu poszedł między półki. Wrócił z pódełkiem, a wyciągnął z niego różdżkę, mówiąc:
- Włókno ze smoczego serca, Berberys, 9 cali, giętka. Jak się nazywasz, młodzieńcze?
- Jestem Frank - odpowiedział chłopiec.
- Złap tą różdżkę.
Frank wziął różdżkę w dłoń. Gdy tylko ją dotknął, przeszło mu przez całą rękę, a potem ciało miłe uczucie ciepła.
- Wspaniale! Najwidoczniej ta różdżka cię wybrała.
Na twarzy ojca Leona pojawił się szeroki uśmiech, jego syn też spojrzał na niego z szerokim uśmiechem, jeszcze szerszym. Po Franku przyszła kolej na jego siostrę, którą wybrała bardzo podobna różdżka. Leon zapytał się Ollivandera o cenę różdżek, zapłacił i wyszli z sklepu, żegnając się z staruszkiem.
To był ostatni sklep, który musieli odwiedzić, pozostało im tylko czekać do pierwszego dnia szkoły, a czas ciągnął się nie ubłagalnie wolno. Dla Franka to trwało jak miesiąc, ale w końcu się doczekał. Razem z tatą i Kat w dzień wyjazdu do szkoły, aportowali się przed dworzec King's Cross. Weszli do budynku i szli wzdłuż peronów. Zatrzymali sie przed barierką między stacją 9, a 10. Frank dobrze wiedział co ma zrobić. Wbiegł z całą prędkością w barierkę, która przeniosła go na zupełnie inny dworzec. Mimo, ze słyszał opowieści rodziców o tym peronie, był przytłoczony niezwykłością tej stacji. Na peronie było mnóstwo ludzi, a na torach stał potężny pociąg. Chłopiec pożegnał się z rodzicami, wszedł do pociągu i znalazł wolny przedział. Cały peron wypełnił dźwięk gwizdka, a chwilę potem lokomotywa ruszyła. Przez okna wagonów wychylały się dzieci i machały rodzicom na pożegnanie.

Rodzina:
- Matka - Lina Mulier
- Tatka - Leon Mulier
- Siostra bliźniaczka - Kathleen Mulier
- Brat - Joseph Mulier
- Siostra - Anna Mulier
- Siostra - Hanna Kennedy

Ciekawostki:
- Frank niezwykle często się zamyśla i udaje się do swojej krainy wyobraźni. Zawsze wtedy wygląda, jakby umarł siedząc, z otwartymi oczami
- Nie lubi kotów
- Uwielbia małpy i chciałby jedną mieć



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten temat 1 gości



Polskie tłumaczenie © 2007-2024 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2024 MyBB Group.
Theme by XSTYLED modified by Hapel Dev Team © 2015-2024.