Witaj!

House of Hapel
Selvyn
The Dark Lord




Posty: 368
Tematy: 29
Gru 2014

#1
Epizod I.

Tak. Krok za krokiem po długiej linii betonu. Tup, tup. I bęc, kolejny gazeciarz potknął się, znów o ten sam słupek co zawsze.
Ale nie ma co się rozczulać. W gmachu jak zwykle było dość chłodno i wilgotnie, od każdej możliwej strony zawiewało bardziej Szwecją niż kominkami. Wszędzie, pełno, ludzi. Stanowczo za dużo ich tam było, ale zdarza się, były gorsze dni.

No ale! Dziś wielki dzień, stadko zbiera się w sali rozpraw żeby poględzić jak to im w krzyżu strzyka, jakie to pensje niskie i jak to rzadko widzą pana P. Obok wymieniony raczej miał to gdzieś, bo sam siebie widział nader często. Znów ten skandynawski zawiew. Nawet, jasny gwint, tutaj- chyba kilkadziesiąt metrów pod ziemią i kolejne kilkadziesiąt głębiej niż atrium. Cóż, jakoś się to przeżyje, od czego ma się magię.

- Witam panie V., świetnie że i Pan zjawił się tutaj, żeby omówić te wszystkie sprawy- znowu znajomy, chropowaty głos.

Reakcja nr 351, lekki pobłażliwy uśmiech i uściśnięcie dłoni. No i wchodzimy na salę. Tutaj mały zaduch, ale przynajmniej nie marzną dłonie. Znalazło się jakieś wolne miejsce między dwoma baryłkami. Pan Pączek i Rogalik chyba nie byliby zadowoleni z tych pieszczotliwych przezwisk. No i młotek zagłuszył niezwykłe polemiki o złośliwych gnomach w ogródku i rozważania nad pogodą dnia jutrzejszego.

- Rozpoczynamy obrady. Pan P. wziął sobie najwyraźniej bezterminowy urlop i nie może sprawować swoich obowiązków. Przejdźmy najlepiej do głosowań- ponownie niski, tajemniczy baryton pana czerwonego H.

Mała krzątanina i szelest stert papierów, potem cisza. Parę obwarzanków mających się najwyraźniej za świetnych mówców wygłosiło swoje małe orędzia do ojczyzny i przycupnęło znów w kącie. Zagłosował za, bo niedość że zazdrościł panu P. braku konieczności użerania się z wichurami na korytarzach Gmachu, to na dodatek nie przepadał za jego nieskromną osobą. Może po prostu za mało go znał, ale nie myślał o tym.

Czerwony powstał. Szybkie zmierzenie wzrokiem całej widowni obwarzankowej i nieobwarzankowej.
- Miażdżącą- wzięła go ochota na orzechy włoskie...- przewagą podjęto decyzję o wydaleniu pana P. z pełnionej funkcji. Wybory odbędą się na dniach, ochotnicy do organizacji jutro na drugie piętro. Koniec obrad.

Nowa era? Nic z tego, kolejne przetasowanie w talii. Jedna karta po prostu się zgubiła, szybka podmianka na nową i wracamy do gry. Zabawa musi trwać, butle wina jeszcze pełne.



Epizod II.

Taak, ten dźwięk był miodem na jego uszy. Nareszcie szczypta prawdziwego rozsądku w tym garnku beznadziei. Jeszcze tylko lekko podgrzać na palniku i gotowe do spożycia.

- Jesteś pewien, że wybory teraz to dobry pomysł? - cichy szept zza sterty ksiąg, których nazw nie znał nawet sam właściciel.
Ciche przytaknięcie i siorbanie kawy z zasyfionej wiktoriańskiej filiżanki. Kawy beznadziejnej tak jak polityczny gulasz jaki wszystkim teraz gotują. Trzeba coś zrobić z tą bufetową.
- Ale powinniśmy ważyć już, kto może wejść za P... Żeby nam przypadkiem nie przysolił oka swoimi pomysłami...
To nie było bystre spostrzeżenie, chociaż obwarzanek który je chwalebnie wygłosił sądził że to odkrycie na miarę wynalezienia różdżki.

Dajmy mu cudowny pozór pochwały, niech ma swoją minutę szczęścia zanim i jego wrzucą do garnka.
- Obstawiałbym Pana M. Jest surowy, ma poparcie i wie co gada. Ale ma malutkie zadatki na autorytet, a to już niedobrze dla nas i dla niego samego...- znowu to beznadziejne siorbnięcie. To zaczynało przypominać koncert, na który się nie chciało iść, ale ktoś nas siłą zaciągnął bo bilety były po przecenie.

Ciężkie kroki w korytarzu i szczęk zamka w drzwiach. Na stół miękko opadła teczka, wzbijając wokół niemałe kłęby kurzu.
- Oho. Chyba sondaże- szelest papieru i westchnienie- tak, pan M.
Podniósł się, szybkie zapięcie guzików garnituru i krok do wyjścia.
- Już? Nawet nic nie ustaliliśmy- jednak są dźwięki bardziej denerwujące niż siorbanie, na przykład te wychodzące z ust tego obwarzanka.

Nie potrzebne mu rady tych mistrzów głupoty. Umiesz liczyć, licz na siebie. Znowu zawiew na dolnych piętrach i ciche kroki w stronę odmętów pana Czerwonego H. Ciche westchnienie i skrzypnięcie otwieranych drzwi.
- O, to pan. Proszę- spokojny, jedyny chyba dziś nieprowokujący do ostrzenia różdżki głos.

Fotel był dość wygodny, a rozmowa nie ciągnęła się długo.
- No dobrze, w takim razie wybory odbędą się wcześniej. Ma pan rację, dla bezpieczeństwa wszystko musi odbyć się jak najprędzej, a kampania będzie krótsza.

Wymiana przyjaznych spojrzeń (szybko dobrana przez obie strony reakcja nr 192). Eleganckie pożegnanie w ciszy. Przynajmniej niektórzy mają jeszcze klasę. Czy to uchroni kraj... a raczej pączki taplające się w blichtrze władzy pod tango pieniędzy... od tak niechcianego nie tylko przez obwarzanków, ale też groźnego dla niego pana M.? Może i nie, ale gorsza jest klęska bezbronnego niż po wykuciu swojego oręża... Domek z kart powoli chwieje się pod wiatrem.


Epizod III.

Stukanie drozda w blat potrafi być na prawdę irytujące. Co dopiero stukanie kluczami w blat, a tej hańby chciał się dopuścić pan czerwony H.
Mechanizmy wyborów naoliwiono tym razem bardzo starannie. Żadnej luki, żadnego nieprzewidzianego zakątka. Trybiki idą w takim tempie, w jakim powinny.

- Wszystko na ostatni guzik! Doskonale!- jakaż radość może tkwić w obwarzankach.
Tradycji zadość, atrium wypełniły tabuny stronnictw obwarzankowych i skłębiły się. Pod samiutkie barierki. Perfekcyjnie jak psy zagonione w pułapkę. "Doskonale", phe!
Szczęk zębatek idealnie zgrany z momentami krzyków tej chołoty. No i drodzy Rzymianie! Oto na arenę wychodzą. Pan M, pan rzadszy M i dla odmiany... pan G.

Ci z G. nie byli byle kim. Na ich kartę postawiono dziś wiele obwarzankowych losów, ale V. też im zaufał. Lekkie uczucie w kościach i już nie jest takie pewne, czy decyzja była dobra. Ha! Gesty do publiczności, jak "doskonale". Ceregiele przez kilka minut, potem paplanina. Jak na paplaninę była bardzo konstruktywna, ale kogo to obchodzi? Oczywiście, broń Boże, poza obwarzankami i widownią, dla nich to świętość!

Ale jeden tryb dostał za małą dawkę oliwy. Znak zapytania postawiony nie tej osobie. Wystarczy, żeby wywołać lawinę. Ten dom z kart już nie chwieje się na wietrze, ale wali od fundamentów. Pan M. otrzymuje gromkie okrzyki. Oponenci- raczej złe znaki. Stosiki pustych powłok przy urnach. Drept, drept, głos na pana. Tup tup, teraz na tego. Ale werdykt jest już jasny.

Czy czas działać? Nie, już na to za późno. Chodzącego mechanizmu dobrze się nie naoliwi. Wada większa z sekundy na sekundy. Plan przeżarty od środka, chociaż czysty od zewnątrz. Perfekcja też skruszała przez te lata. Nie jest perfekcyjna.

- Wygrywa pan M.! Zwycięstwo jest już praktycznie pewne, gratulujemy!- miękki głos pana czerwonego H, nieprzenikniony... jak zawsze.

Teraz czas wyczekiwania. Zaczynają się tryby zegara, autorytet pana M. zgubi jego samego. Przynajmniej tak naiwnie sądził V. Zabawne, jak człowiek może brnąć w swoje opinie, nawet jeśli to tak grząskie bagno...
Sigths
Czarodziej




Posty: 372
Tematy: 62
Gru 2014
301
Ravenclaw
#2
Zamykam i przenoszę.
Stwierdzono, że demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu.

Winston Churchill



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten temat 1 gości



Polskie tłumaczenie © 2007-2024 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2024 MyBB Group.
Theme by XSTYLED modified by Hapel Dev Team © 2015-2024.