Witaj!

Podanie na nauczyciela.
MRCaNiNoX
Czarodziej




Posty: 1
Tematy: 1
Gru 2014
0
#1
Imę i nazwisko:
Vin Lecter
Wiek:
35 lat
Miejsce urodzenia:
Szpital na przedmieściach Londynu.

Historia postaci:
Z pokoju obok jeszcze przed momentem nie dochodziły żadne dźwięki. Teraz wyraźnie dało się usłyszeć brzdęk szkła, bądź tworzywa jemu podobnemu, rozbijanego o podłogę. Zaraz po tym poleciało oczywiście okropne przekleństwo. Dźwięków sprzątania, brak. Pierwsze takty doskonale znanej wszystkim piosenki poleciały właściwie nie wiadomo skąd. Nikt nie tańczył nie nucił, nie trzeba było patrzeć żeby zdawać sobie z tego sprawę. Kanapa skrzypnęła pod ciężarem dwóch ciał, głośne westchnienie rozdarło ciszę podczas pauzy w piosence.
- Nikogo nie ma w domu? - Odpowiedzią na damski głos było milczenie. Najwyraźniej ktoś potwierdził ten fakt zamknięciem ust dziewczyny pocałunkiem. Ktoś skłamał, bardzo nieładnie zresztą. - Podobno masz rodzeństwo. I to młodsze. Wątpię żeby poszli na imprezę - Dziewczyna znów zabrała głoś najwyraźniej irytując tym zniecierpliwionego chłopaka. Kolejny jęk kanapy podpowiadał, że pewnie się od niej odsunął siadają cna drugim końcu mebla. - Są za ścianą. I kurczak? Dawno śpią. Nie mam zamiaru wracać i całować ich czół w ramach uspokojenia sennych koszmarów. Nie jestem ich ***** ojcem ani tym bardziej matką - Oj tak, wyraźnie się zirytował. Ciszę przerywał głos piosenkarza zawodzącego na temat utraconej miłości. Agresja w tonie domownika musiała speszyć gościa, chwilę zastanawiała się nad czym co powinna mu odpowiedzieć. - A co jest z waszymi rodzicami? - Nie zdawała sobie sprawy, że przegięła strunę. Zadała bardzo niewygodne pytanie i jej ciekawość na pewno nie zostanie wynagrodzona. Z drugiej strony, skąd mogła wiedzieć? Jej partner nigdy nie był przewidywalny, z każdym słowem narażała się na jego gniew. Tym razem skutecznie - No i co cie to koza obchodzi? Musisz wiedzieć, tak? Bo się inaczej nie możesz ruchać? Czy co innego? Matka nie żyje. Zadowolona? Vin jest temu winny. Gdyby się nie urodził, żyłaby. Ale oczywiście musiał się wpierdalać na świat. A tatuś? Zrobił dziecko innej, zostawił je tutaj i wpada raz na tydzień dając pieniądze. Radzimy sobie zajebiście, teraz możesz *****ć - Ton jego głosu podnosił się powoli z każdym kolejnym słowem. Za ścianą słyszeli, że jedno z nich podnosi się z kanapy, drugie zrobiło to dopiero po chwili. Trzaśnięcie drzwiami zakończyło całą dyskusje, muzyka się wyłączyła, w domu nastała absolutna cisza. Trzynastoletni Vin pogłaskał swoją młodszą siostrę po włosach widząc, że owe hałasy przebudziły ją ze snu.

***

Szesnastoletni Vin wszedł do domu rzucając swoją kurtkę gdzieś w kąt. Było już późno, ale nikogo tutaj nie obchodziło o jakiej porze wraca i to w wakacje. Wiedział też, że nikt nie przejmie się tym, że jest trochę pijany. Zjaranego blanta może nikt nie zauważyć. Cóż, to był jedyny plus mugolskich wakacji. Szlajanie się z dzieciakami, które nie miały pojęcia o magii i poznawanie czarów ich świata. Wytwarzały je nie za pomocą różdżek, ale również samodzielnie. Czasem kupowały, to fakt. Eliksiry nie były tak barwne jak te magiczne, ale to nic nie szkodzi. Magiczny świat, który miał zawsze w głowie był po prostu o wiele prostszy do zrozumienia. I cichszy od tego jaki serwowała mu obecna rzeczywistość. Hałas w domu nie był codzienny, wzbudził w nim niepokój. Skierował swoje kroki w stronę pokoju na drugim końcu mieszkania, wiedział że dobrze robi - Lawrence, koza! - Czuł jakby momentalnie odzyskał trzeźwość. A może to przez owe środki widział to co widział? Modlił się o to w duchu przy okazji zdając sobie sprawę, że wcale tak nie jest. Jego osiemnastoletni brat robił z piętnastoletnią siostrą to czego robić rodzeństwo nie powinno. Jakby tego było mało, ona nie była zachwycona tym faktem. Vin dopadł do chłopaka błyskawicznie odciągając go od siostry. Mocny cios z pięści prosto w twarz nie był niczym nowym dla Vin'a. Nie raz już dostawał, własnie od Lawrence i nie raz bił już innych. To uderzenie nie było takie samo jak inne. Było w nim tyle nienawiści ile jeszcze nie czuł do tej pory. Gardził swoim starszym bratem, który od chwili narodzin młodszego wypominał mu, że to przez niego matka nie żyje, a ojciec odszedł. Miał im pomóc, mieli sobie wszyscy radzić, on się miał opiekować. A tymczasem traktował ich jak śmieci, pokazywał przemoc, również na nich. Spraszał do domu dziwne osoby, a w szkole zwyczajnie się do nich nie przyznawał. To przez niego Vin miał tak zwichrowaną psychikę, to przez niego wlewał w siebie to co wlewał. A teraz jeszcze śmiał zgwałcić ich rodzoną siostrę? Z jednego ojca, bo nie matki? Tego było za wiele. Młodszy wpadł w furie, chciał brata zwyczajnie zamordować. Kiedy tylko pierwszy szok minął, Lawrence zaczął się bronić. A też doskonale znał się na bójkach, w końcu to od niego Vin wszystko umiał. Nie słuchali krzyku ich siostry, nie obchodziło ich co się dzieje dookoła. Musieli raz na zawsze orzec kto jest lepszy. Niestety, tego nie dowiedzieli się nigdy.

***
Siedemnastoletni Vin uśmiechnął się pod nosem do swojego kolegi. Ten obserwował go uważnie śledząc najmniejsze ruchy dłoni. Oboje znali ten rytuał na pamięć, wykonywali go zdecydowanie zbyt często i na złe im to wychodziło. Z drugiej strony, kogo to obchodzi? Obojgu było wtedy po prostu łatwiej. Nie musiał nawet zaciskać paska, nie dzisiaj. Pamiętał gdzie powinien wbić igłę, po prostu to zrobił. Nacisnął na tłok zdecydowanym ruchem, zamknął oczy opierając potylicę o ścianę za nim. Czuł jak narkotyk przepływa mu w żyłach, rozkoszował się tą chwilą błogości trwając tak po prostu, w bezruchu. - Zaraz wracam - Mruknął do kolegi rzucając mu strzykawkę kiedy było już po wszystkim. Parę razy przejechał dłonią w tę i z powrotem po swoich włosach kiedy podnosił się z kucek i wychodził z łazienki w jakimś dziwnym klubie. Na początku wszystko zapowiadało się w porządku. - Zamknij się wreszcie - Sam nie wiedział ile czasu minęło od chwili wzięcia do momentu, w którym był obecnie. Nie miał pojęcia gdzie jest mieszkanie w którym się znajdują i do kogo ono należy. Miał w ramionach drobną dziewczynę, a właściwie napaloną panienkę, dobrze mu już znaną przez te lata. Wiedział, że biedaczka jest w nim zakochana, wiedział że chciała wykorzystać tą sytuacje na chwilę bliskości z nim. Całował ją wyjątkowo zachłannie wręcz zrywając z niej kolejne ubrania i pchając w stronę łóżka. Nie widział wszystkiego wyraźnie, w głowie szumiało mu jak podczas sztormu, nie był w stanie wszystkiego ogarnąć. Wpadł w trans, zdecydowanie zbyt agresywny trans. Do tej pory zawsze lubił agresje w łóżku, nie zwracał więc uwagi na to, że ją szarpie, może za mocno popchnął, uderzył, podrapał. Z ciągu nie da się tak po prostu wyjść, trzeba go tak po prostu skończyć. Jej krzyk, rozkoszy bądź bólu, wwiercał mu się w mózg powodując, że dawka energii w jego organizmie rosła jeszcze bardziej. Rozróżniał coraz mniej kolorów, zacisnął palce na jej ramieniu wbijając paznokcie głęboko pod skórę. Przed oczami robiło mu się czarno

***

Wyszedł z tamtego mieszkania jak najszybciej. Po drodze przez klatkę schodową naciągał na siebie skórzaną kurtkę, zapinał guziki białej koszuli, poprawiał spodnie. Nie wiedział w jakiej części miasta jest, ale wiedział gdzie ma iść. Nie chciał oglądać się za siebie, nie chciał myśleć o dziewczynie którą zamordował w transie, to było dla niego zbyt wiele. Śmierć otaczała go z każdej strony, pamiętał o tym. Spojrzał na swoje odsłonięte nadgarstki na których wciąż widoczne były blizny po próbie samobójczej. On sam był bogiem śmierci, nie było się jednak z czego cieszyć.

***

Dotarł w końcu na miejsce, nie miał zamiaru płakać. Objął Madeleine w pasie pozwalając jej położyć głowę na swoim ramieniu. Patrzył tępym wzrokiem na trumnę znikającą w wykopanej dla niej dziurze, nie przejmował się pustkami na tym dziwnym pogrzebie. Mieli wreszcie święty spokój. Nikt nie powinien cieszyć się ze śmierci drugiej osoby, ale czy to nie lepiej, że Lawrence nie żyje? Przedawkował. Vin sam czasami sprzedawał mu dziwne substancje. Zabił go? Tak samo jak tamtą dziewczynę? Jak ona w ogóle miała na imię... Wiedział, że była Francuzką. - Mad... będziemy teraz w tej samej klasie. No wiesz, ostatnia szansa. Jednak ojciec nam się do czegoś przydał.

***

Koniec roku szkolnego, oczywiście nie obyło się bez popijawy, na której Vin i jego kumple postanowili  zabawić się po swojemu. Czym to się skończyło? A tym, że obudził się w izbie wytrzeźwień. Niestety to nie koniec zmartwień, koledzy powiedzieli mu, że ktoś zamordował mu siostrę. Tego niestety szlag jasny trafił, zaczął wyrywać się lekarzom, którzy już doskonale znali tego chłopaka. Wstrzyknęli mu coś. Obudził się rano w jakimś pokoju, wyszedł z niego i poszedł do recepcji. Okazało się, że zabrali go na przymusowy odwyk.

***

Pięć lat, pięć cholernych lat trwał odwyk chłopaka. Lekarze stwierdzili, że jest na skraju życia. Musieli stopniowo podawać mu leki. Chłopak miał czas... bardzo dużo czasu na trening, czy to w sztukach walki, czy to magii. Był dobry z transmutacji więc nie raz zamieniał wodę w wino. Po wyjściu ze ''szpitala'' spędzał na przemycie, nielegalnych wyścigach samochodowych i handlowaniu narkotykami. Był w tym dobry, nie raz gdy miał kłopoty pomagał sobie za pomocą magii. Jednak niemożliwe w końcu się stało - chłopak zmądrzał. 29 lat, tyle miał kiedy rzucił wszystko, przynajmniej tak mu się wydawało.

***

Vin zrozumiał, że terapia jednak pomogła, obecnie ma 35 lat, dobrą posadę w ministerstwie i sporo możliwości. Drugą swoją posadę w świecie czarodziejów dostał zaraz po ukończeniu dodatkowych kursów zielarstwa i transmutacji. Jednak czuję, że czegoś mu brakuje... może szkoły.

Wygląd postaci:
Niezbyt uroczy mężczyzna, o nastroszonych brwiach i nieco obłąkanym spojrzeniu. Nie znaczy to jednak, że nie jest przystojny - różnie ludzie mówią, ale na brak powodzenia raczej nie narzeka. Kolor jego oczu nie należy do tych niespotykanych czy niezwykłych - przeciętna brązowawa szarość, która nigdy nie zapierała tchu w piersiach. Wiecznie nieujarzmione włosy. Łatwo można się domyśleć, że Vin jest naprawdę dobrze zbudowany - codzienne mordercze treningi poskutkowały tym, że jego chude ciało sprawia wrażenie rzeźbionego w marmurowej płycie. Po rodzicach mężczyzna odziedziczył ciemne włosy, kontrastujące z jego w miarę jasną cerą, która nawet latem nie nabiera brązowawych odcieni. Jego na ogół luźne ubrania raczej nie wyróżniają go z tłumu, choć wzrost (lekko ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów) każe choć na moment zawiesić na nim wzrok. Jako ciekawostkę można nadmienić, że Vin ma bliznę, zaczynającą się przy kości biodrowej, a kończącą tuż pod żebrami - pamiątka po bracie.

Cechy charakteru:
Vin od małego nie wybijał się z tłumu. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że mężczyzna jest pewny siebie, otwarty i w miarę towarzyski. Nigdy nie miał problemu z nawiązywaniem nowych znajomości, chociaż raczej nieczęsto kończyły się one wyższym stopniem zażyłości. Vin nie jest człowiekiem, który zyskuje przy bliższym poznaniu. Bywa szorstki i nie przykłada większej wagi do wypowiadanych słów, przez co często, nawet niekoniecznie celowo, zdarza mu się kogoś urazić. Do opinii na swój temat podchodzi z dużym dystansem. Niełatwo go obrazić, bo sam zdaje sobie sprawę ze swoich wad i jakoś nauczył się je akceptować. Jeśli jednak ktoś uderzy w jakiś wyjątkowo czuły punkt, pokazuje swoją mroczniejszą stronę charakteru. Czasem trudno mu nad sobą zapanować i potrafi wtedy robić rzeczy, które pociągną za sobą nieprzyjemne konsekwencje. Kiedy jest wściekły nie umie myśleć trzeźwo i zdaje się nie mieć żadnych hamulców. Potrafi być naprawdę okrutny i czasem można odnieść wrażenie, że zadawanie innym bólu sprawia mu radość. Rzadko miewa wyrzuty sumienia, kiedy jednak się zdarzą, stara się ukryć ten fakt przed innymi.
Mężczyzna uwielbia adrenalinę i stąpanie po krawędzi. Łamanie zasad weszło mu już chyba w nawyk i wydaje się, że zdobywanie ujemnych punktów uznał za punkt honoru. Niestety sam nie zdobywa ich za dużo, ponieważ na lekcje nie chodzi za często - nie licząc oczywiście przedmiotów, które naprawdę go interesują. A szkoda, bo facet jest całkiem inteligentny. Mimo wielu opuszczonych godzin zawsze bardzo dobrze zaliczał egzaminy końcowe. Uważają, że powinien zachowywać się tak, żeby inni uczniowie mogli brać z niego przykład, ale on uparcie stara się ich przekonać, że ideałem nigdy nie będzie. Wciąż pyskuje, zawsze ma swoje zdanie i nie potrafi się podporządkować. Buntownik bez perspektyw.

Wykształcenie:
-Ukończony Hogwart
-Zakończone dodatkowe kursy Zielarstwa i Transmutacji w Irlandii.

Posada na jaką aplikujesz:
Nauczyciel Transmutacji.

Dlaczego to właśnie ty powinieneś otrzymać tą posadę?:
Vin obecnie posiada chyba wszystko o czym za młodu mógł sobie marzyć. Czyli mieszkanie, dobrą pracę i pieniądze! Jednak czuje, że czegoś mu brakuje, czyli powrotu do korzeni. A tym może się okazać szkoła, jednak już nie w roli ucznia, ale nauczyciela. Posiadał dwie możliwości, albo Zielarstwo, albo Transmutacje, z innych przedmiotów był dość kiepski. Wybrał Transmutację. Dzieci go lubią, tak mu się przynajmniej wydaję. Sądzi, że będzie dobrym kandydatem na to stanowisko, ze względy na swoje pomysły w prowadzeniu lekcji. A tak że w przekazywaniu wiedzy.


Nick w grze:
MRCaNiNoX
Czy jest to multikonto?:
Nie.
Czy masz już jakieś doświadczenie w nauczaniu, jeśli tak to jakie:
Uczyłem przez chwilę języków na haplu i prowadziłem trochę zastępstw więc wiem jak to wygląda.
Jak oceniasz swój poziom RP?
Gram już długo na haplu więc sądzę, że mój poziom RP jest dobry.
Nazwa Skype:
Dyrektor ma.
mumia1230
Dyrektor



Donator

Posty: 351
Tematy: 48
Gru 2014
836
#2
Przyjmuje, zgłoś się na test.
modno
Nauczyciel Eliksirów




Posty: 513
Tematy: 71
Gru 2014
704
Ravenclaw
#3
Wynik z Testu
2/10
You have nothing to fear,if you have nothing to hide



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten temat 1 gości



Polskie tłumaczenie © 2007-2024 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2024 MyBB Group.
Theme by XSTYLED modified by Hapel Dev Team © 2015-2024.