Data urodzenia: 12 lipca 2046
Czystość krwi: 0%
Przynależność etniczna: brytyjczyk
Dom w Hogwarcie: Hufflepuff
Miejsce urodzenia: Stroud
Aktualne miejsce zamieszkania: Nailsworth
Klasa: Czwarta
Leon to chłopak o ciemnych, średniej długości, lekko falowanych włosach, brązowych oczach i ciemnawej, śniadej cerze. Ma wyraziste, o kolorze tym samym co włosy brwi, o nienaturalnie równym kształcie. Ma szerokie jak na chłopca biodra. Jest niezbyt wysoki, ogółem drobny. Dłonie małe, o paznokcie bardzo dokładnie dba więc zazwyczaj są krótkie, rzadko, chociaż czasem pomalowane. Nie wygląda na zbyt silnego i taki też nie jest. Ma naturalny brytyjski akcent. Jego wypowiedziom towarzyszy niekoniecznie męska gestykulacja. Najczęściej chodzi w szatach szkolnych, jednak w czasie wolnym w dormitorium, czy poza zamkiem ściśle ubrań się stwierdzić nie da, bo ma tego za dużo. Ma ładne, pełne usta. Porusza się powoli oraz spokojnie.
Charakter Leona zmienił się nie do poznania. Pokochał samego siebie takiego jakim jest i nie widzi żadnych powodów by w sobie cokolwiek zmieniać. Ma bardzo pozytywne spojrzenie na świat, stara się w każdym dostrzec coś dobrego. Nawet w tych najgorszych. Przewrażliwiony jest jednak na punkcie nietolerancji innych osób wobec niego. Wcześniej się tego czepiał, jednak teraz prowadzi spokojne rozmowy i stara się zmienić nastawienie ludzi. Jest jednak bardzo lojalny dla osób na których mu zależy. Nie boi się już okazywać emocji, więc jeśli jest zdenerwowany wszyscy dookoła bez problemu mogą to zobaczyć i usłyszeć. Często się wydziera na osoby, które go w jakiś sposób skrzywdziły. Zdarza mu się bardzo przeżywać rzeczy, które większość innych osób uznałaby za błahostkę. Za bardzo. Jest wrażliwy. Jeśli komuś dzieje się krzywda, nawet osobie której nie lubi to pomoże w miarę swoich możliwości. Uwielbia gdy uwaga osób dookoła skupia się na nim, bez różnicy czy myślą o nim wtedy jak o idiocie, geniuszu czy kimkolwiek innym.
Leon urodził się w Stroud, mieście niedaleko Nailsworth, gdzie się wychowywał. Mieszkał w niewielkim mieszkaniu na pierwszym piętrze kamienicy razem z matką. Jego mama prowadziła piekarnię, która znajdowała się tuż pod ich mieszkaniem. Alejandra (czyt. Alehandra) zawsze starała się jak tylko mogła aby zapewnić dziecku dobre warunki do mieszkania oraz coś do jedzenia. Chłopcu nie brakowało nic, może poza ojcem oraz jakimś rodzeństwem. Sam dokładnie nie wie co się stało z jego ojcem, gdy pytał mamy zawsze mu mówiła, że uciekł gdy tylko się dowiedział, że jest w ciąży... ale kto wie, czy to prawda? Ale wracając. Dziecko jak to dziecko uczyło się szybko. Gdy miał półtorej roczku to chodził. Matka uczyła go zasad savoir vivru, jak ma się zachowywać i tym podobne. Gdy młody Martínez miał 4 latka poszedł do przedszkola. Już wtedy niezbyt chętnie trzymał się z rówieśnikami, rzadko się z nimi bawił z wyjątkiem jednej dziewczynki, Lily. Po przedszkolu poszedł do brytyjskiego odpowiednika zerówki, gdzie nadal trzymał się głównie z Lily. Między dziećmi zaistniała wręcz taka pierwsza przyjaźń. Nadszedł czas podstawówki. Uczniów w szkole było niewielu, w końcu samo miasto jest na prawdę małe i spokojnie je można nazwać miasteczkiem. Leon i Lily nadal się ze sobą trzymali, ale do ich dwójki doszedł jeszcze jeden, uważany równie dziwnego co oni chłopiec. Tak więc trójeczka przyjaciół, Leon, Lily i Dylan dalej rośli i rośli. Gdy Leon miał 10 lat doszło do czegoś bardzo dziwnego, czego nie potrafił wyjaśnić. Gdy na boisku jeden ze szkolnych osiłków, którzy są w każdej szkole publicznej (bo nie powiecie mi że nie) pomiatał sobie Lily. Leon gdy to zobaczył z początku nie zrobił nic. Po chwili jednak podszedł i pchnął tego chłopca. W zamian za to dostał pięścią w twarz. Jako, że nagromadzone przez długi czas emocje nagle wyszły, Martínez zdenerwował się niezwykle. Spojrzał srogo na osiłka, miał ochotę się na niego wręcz rzucić. Doszło do czegoś co przeszło wszelkie oczekiwania wszystkich zebranych dookoła. Młody tyran zawisł naglę piętą do góry w powietrzu. Wszyscy dookoła wydali dźwięk "Łooo!" ze zdziwienia, a sam Leon i Lily nagle odskoczyli od niego. Byli przestraszeni. Po chwili chłopiec spadł i wstał. Miał się już rzucić na Leona ale na jego nieszczęście akurat przyszedł nauczyciel żeby zobaczyć co to za zgromadzenie. Jak się można domyślić zainterweniowało Ministerstwo Magii, więc później po szkole nie chodziły jakiekolwiek plotki. Jedyną osobą ,która to pamiętała był sam Leon. Nadszedł koniec szkoły podstawowej. Praktycznie wszyscy uczniowie z tamtej szkoły wybierali się do gimnazjum w Stroud. Tak samo miało być i w przypadku młodego Martíneza, jednak coś w tym przeszkodziło. 27 lipca, w dzień jego 11 urodzin do chłopca przyleciała sowa z listem. Było to niezwykłe zdziwienie, biorąc pod uwagę, że to list w erze internetu. List. I to wysłany sową! I jeszcze do Leona! Chłopiec przeczytał go. Był to list od pewnej rzekomej szkoły czarów. Reakcja jego mamy gdy to zobaczyła była bardzo dziwna, jakby się przestraszyła i go wyrzuciła. Jednakże dzień później przyszedł kolejny, taki sam list. Matka popatrzała na syna i wzięła go na rozmowę. Bardzo poważną rozmowę, więc Leon był przekonany że nie kłamie. Okazuje się, że jego ciotka, siostra jego mamy dostała podobny list, jednak z innej szkoły. Potem wyjechała i przez siedem lat pojawiała się w domu tylko na wakacje. Chłopiec sobie sam dopowiedział, że jego mamę zżerała wtedy zazdrość. Matka, korzystając z tego, że jej siostra też mieszka w Wielkiej Brytanii zaprosiła ją. Spytała ją czy mogłaby wziąć Leona na jakieś "magiczne zakupy" i kupić mu to co potrzebuje do szkoły. Ciotka się zgodziła. Zabrała go do Londynu na Pokątną. Wszystko dla niego tam było takie niesamowite. Szczególne wrażenie wywarły na nim miotły, które zobaczył przez okno. Między innymi Nimbus 2020. Zakupili tam różdżkę, różne podręczniki, jakiś "dziwny kociołek", szatę i pióra. Nawet te pióra zadziwiły chłopca, w końcu kto nie używa długopisu w drugiej połowie XXI wieku? Mimo wszystko Leon był zachwycony tym wszystkim. Po powrocie do domu opowiadał mamie co widział i co słyszał. Matka zdawała się być szczęśliwa, jednak mimo wszystko dziwnie przerażona. Wakacje minęły szybko, a w końcu nadszedł 1 września. Chłopiec przyjechał do Londynu już dzień wcześniej. Wstał wcześnie rano, był niezwykle podniecony całą sytuacją. W końcu pożegnał się z mamą i z ciocią poszedł na peron 9 i 3/4. Gdy zobaczył stary parowóz trochę się zdziwił, bo inaczej sobie to wyobrażał jednak i tak był zachwycony. Pożegnał się z ciocią, usłyszał krzyk konduktora żeby wsiadać więc szybko wbiegł. Znalazł jakiś przedział gdzie siadł z dziwnymi rówieśnikami. Był zbyt szczęśliwy by się nimi przejmować. Pociąg odjechał. Cdn.
Matka - Alejandra Martínez
Ojciec - ?
Babcia od strony mamy - Ángelita Martínez-Rodríguez
Dziadek od strony mamy - Benito Martínez
Babcia od strony taty - ?
Dziadek od strony taty - ?
Archibald Yrell (Azriel) - Zmienny niczym kobieta. I przez to niezwykle irytujący. Chyba nie chcę z nim rozmawiać.
Tony Break (gryfek) - Martwię się ciągle o niego, w końcu to mój chłopak.
Anna Procter (Famir) - To jest najlepsza nauczycielka w całej szkole! I też uwielbia róż.
Cindy Jallywall (xDemmi) - Przeszło mi. Lubię ją. W sumie dosyć bardzo. Zdecydowanie koleżanka.
~ Identyfikuje się jako osoba homoseksualna.
~ Jego życiowym marzeniem to otworzyć w przyszłości swoją własną piekarnię lub przejąć tą po jego mamie.
~ Bardzo lubi przeglądać się w lustrze.
~ Indie pop to jego życie.
~ Jego ulubione kolory to różowy i błękitny.