W pewną deszczową noc, w zakamarku kuchni Hogwartu, powstawało nowe życie. Panował tam hałas i tłok. Skrzaty, które biegały w jedną i w drugą stronę, właśnie sprzątały po uroczystej uczcie rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Nikt nie zwracał uwagi na poród, prócz jednego przygnębionego i ponurego skrzata, który co chwilę wyglądał zza filara, aby kontrolować czy wszystko jest w porządku. Nie chciał, aby ktokolwiek to zauważył. Po ciężkiej nocy, mała postać otworzyła swoje wielkie ślepia i wydała z siebie pierwszy odgłos. Tajemniczy skrzat odetchnął wtedy z ulgą i powrócił do swoich zajęć.
Już tydzień później młody skrzat, który ledwo umiał chodzić, dostał całe wiadro ziemniaków do obrania. Był zakłopotany i nie widział co robić. Pierwszego kartofla przekroił na pół, a przy drugim złamał obieraczkę... Gdy wstawał ze stołka na którym wtedy siedział, przewrócił wiadro, a wszystkie ziemniaki rozsypały się po kuchni. Jeden z zabieganych skrzatów poślizgnął się na ziemniaku i upadł na ziemię skręcając sobie kostkę. Wtedy to u winowajcy całego zdarzenia, gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, że musi zapłacić za to co zrobił... Z całej siły kopnął w nogę stołu, na którym znajdowały się już gotowe desery dla uczniów i nauczycieli. Jak można się domyślić, noga się złamała. Porcelana rozsypała się na malutkie kawałeczki. Nastała niezręczna cisza, lecz po chwili malec wybuchł płaczem, nie tylko z powodu bólu. Ten sam ponury skrzat, który tydzień temu nadzorował poród, przy użyciu magii pozbierał wszystkie kawałki szkła i sprzątnął jedzenie z podłogi. Już wtedy skrzaty wiedziały, że z małego fajtłapy w kuchni nic dobrego nie będzie. Od teraz zajmował się porządkowaniem dormitoriów uczniów, a skrzaty nazywały go Psotkiem.
Ta praca szła Psotkowi o wiele lepiej, a nawet ją polubił. Uwielbiał rozmawiać z uczniami i im usługiwać. Był jedynym skrzatem, z którym uczniowie mieli stały kontakt. Jedyne na co mógł narzekać, to dwójka złośliwych ślizgonów. Codziennie robili mu różne psikusy, tak, żeby mogli popatrzeć jak skrzat robi sobie krzywdę, co ich satysfakcjonowało. Za każdym razem, gdy wieczorem skrzat wracał no kuchni, jego matka już stała przy wejściu z bandażami i innymi środkami do opatrunku. Weszło jej to w nawyk. Okazjonalnie, co jakiś czas dwójka ślizgonów siedziała potulnie jak baranki. Była to sprawka tajemniczego skrzata, który w jakiś sposób sprawiał, że tak się zachowywali. Być może anonimowo groził im w listach, lub robił im inne żarty, lecz po każdym takim żarciku, tajemniczy skrzat o dziwo miał wyrzuty sumienia i strasznie się za to krzywdził. Pewnego razu przesadził z karą dla siebie i nieumyślnie popełnił samobójstwo - ojciec Psotka zginął.
Gdy złośliwi ślizgoni zauważyli brak jakichkolwiek przeszkód, zaczęli znęcać się nad Psotkiem jeszcze bardziej. Cokolwiek robił, oni wmawiali Psotkowi, że robi to źle i że do niczego się nie nadaje. Doszło to do tego stopnia, że gdy jeden z nich powiedział skrzatowi, że jego herbata jest zimna, Psotek odrąbał sobie mały palec u lewej ręki. Wieść o tym, że szkolny skrzat, który był szanowany i lubiany przez większość uczniów wyrządził sobie taką kare, szybko rozeszła się po szkole. Jedną z pierwszych osób, która się o tym dowiedziała był pierwszoklasista Borys - lider zespołu WESZ. W czasie kiedy Psotek sprzątał dormitorium, w którym mieszkał Borys, ten zaprosił go na jedno ze spotkań zespołu WESZ. Skrzat nie umiał odmawiać, więc następnego ranka przyszedł na spotkanie.
Wtedy to członkowie zespołu opowiedzieli Psotkowi o Zgredku, który był w podobnej sytuacji co nasz bohater. Psotek pierwszy raz usłyszał, że na świecie istnieją wolne skrzaty. Nie był w stanie sobie tego wyobrazić. Od tamtego czasu zaciekawiony skrzat co miesiąc przychodził na spotkania WESZ. Dużo rozmawiał z Borysem. Gdy lider zespołu kończył Hogward, Psotek spełnił jego marzenie. Poszedł porozmawiać z ówczesnym dyrektorem szkoły. Nie spodziewał się, że ten tak łatwo zgodzi się na jeden wolny dzień od pracy, raz w miesiącu oraz na pensję dla Psotka w wysokości 2 galeonów.
Lata mijały, a Psotkowi żyło się jak w bajcie. Niczego mu nie brakowało. Był bardzo szczęśliwy, że przyszło mu pracować akurat w Hogwarcie... Tak było dopóki nie przyszedł nowy dyrektor. Z niewiadomego powodu dyrektor kazał Psotkowi opuścić zamek! To była chwila załamania dla Psotka. Z jego twarzy zniknął uśmiech, a on sam pogrążył się w depresji. Przed załamanym skrzatem wielki świat stanął otworem.