Witaj!

Suzanne Drakonian [Dor]
Tachira7777
Azkaban




Posty: 5
Tematy: 2
Lut 2015

#1
[Obrazek: IOFD1uz.png?1]




DATA URODZENIA: 19 października 2012
CZYSTOŚĆ KRWI: 100%
MIEJSCE URODZENIA: Hogsmade, dom rodzinny Drakonianów
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Los Angeles/Szpital Psychiatryczny w Los Angles/Hogsmade
UKOŃCZONA SZKOŁA I DOM: Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, Ravenclaw/ Ukończone studia medyczne na Oxfordzie
POSADA KTÓRA SIĘ ZAJMUJE: Chirurg układu nerwowego w szpitalu w Los Angeles, aktualnie na przymusowym zwolnieniu

ZDJĘCIE POSTACI:

[Obrazek: pQ4Zg4y.jpg]

Wygląd postaci: Suzanne jest kobietą wysoką, ma około 190 cm wzrostu. Ma bladą skórę, z nielicznymi bliznami na całym ciele. Twarz ma szczupłą, również bladą, jakby długo przebywała w zamknięciu. Pod oczami ma wyraźne cienie, duże, okrągłe oczy o barwie jadowitej zieleni są jakby nieobecne, jednak czasem zdradzają dawną radość i bystrość. Jej wyraz twarzy zazwyczaj jej dość obojętny, niekiedy przechodzący w surowość, lub w nielicznych przypadkach, w delikatny, niepewny uśmiech. Całą głowę okrywają długie, płomienno rude włosy, sięgające za połowę pleców. Nie maluje się, zazwyczaj nie nosi biżuterii. Mimo ledwo skończonych 30 lat wygląda starzej, oraz poważniej. Zazwyczaj ubiera się na czarno, z delikatnymi akcentami innych barw. Nosi ciężkie buty z grubą podeszwą, do pary ze skórzaną kurtką. Niezależnie od pory roku, jej ubrania często zasłaniają dużą część jej ciała.

Charakter: Niegdyś była to dusza towarzystwa. Opiekuńcza, wesoła, czasami złośliwa dziewczyna, która uwielbiała się śmiać. Jednak od czasu pobytu w szpitalu psychiatrycznym często zamyka się w sobie. Nie jest w stanie zaufać innym, unika zbyt dużych grup osób. Z uwagi na swojego syna stara się udawać, że radzi sobie ze wszystkim, co się w okół niej dzieje. Czasem się uśmiecha, jednak nie jest to ta sama osoba, jaka przed paroma laty. Czasami może się wydawać, że nie dostrzega realnego świata, zapadając się w swój własny, wyimaginowany. Często zdarzają jej się stany lękowe, jednak dzięki terapii jest w stanie im się przeciwstawić, przynajmniej po części. Z drugiej strony, kiedy jest potrzeba, potrafi zebrać się w sobie i zająć się ważną sprawą, jednak nie na długo.

Historia: Pewnego październikowego wieczoru, kiedy jak na październik przystało było zimno i deszczowo, na świat przyszła wredna i irytująca istota. Rodzice nazwali ją Suzanne. Tak, mowa tu o mnie. Jak już wcześniej wspomniałam urodziłam się dziewiętnastego dnia dziesiątego miesiąca w domu mojej rodziny w Hogsmade. Rodzice dali mi na imię Suzanne, raczej bez konkretnego powodu. Nie mam drugiego imienia, bo stwierdzono, że jest to zbędne. Miałam, jak każde dziecko urodzone w rodzinie czarodziejów, uczyć się w domu fragmentów podstaw magii i takich tam. Jednak kiedy miałam niecały miesiąc, moja matka uciekła razem ze mną od ojca, przeprowadzając się do wcześniej kupionego małego domku w malowniczym Little Whinging. Jakiś czas później matka zmieniła nasze nazwisko na Aredhel. Przez całe dzieciństwo matka wmawiała mi, że mój ojciec nas zostawił, oraz że nie ma nawet najmniejszych szans, żebym go kiedykolwiek zobaczyła. Oczywiście, uczyła mnie w domu kilku podstaw teorii magii, ale za wiele z tego nie pamiętam. Lata mijały, aż w końcu stuknęły moje 11 urodziny,a co za tym cudownym wiekiem idzie, otrzymałam list ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Razem z matką udałam się na Pokątną żeby kupić te wszystkie rzeczy potrzebne do szkoły. Po powrocie do domu spakowałam swoje rzeczy, jednak szczególnie zdziwiło mnie to, że matka kazała mi zabrać takie rzeczy jak pamiątki po różnych wydarzeniach, wszystkie książki jakie miałam, czy zapas galeonów ,,Na wszelki wypadek, bo nigdy nie wiesz co się może wydarzyć. No i wydarzyło się, faktycznie wydarzyło. Dotarłam z mamą na peron 9 i 3/4, wpakowałam się do wagonu, po czym chciałam się odwrócić, aby się z nią pożegnać. Jednak nie zobaczyłam jej. Nie zobaczyłam jej nigdy więcej. Po prostu zniknęła. Starając się nie dopuszczać do siebie myśli, iż mnie zostawiła, powlokłam się do przedziałów. Po długiej przeprawie znalazłam w końcu prawie pusty przedział, siedział tam tylko jeden chłopak. Pytając ,,Czy można?... zajęłam miejsce w przedziale. Przez dłuższy czas nikt się nie odzywał, jednak w momencie ruszenia pociągu zaczęła się miedzy nami rozmowa. Zwyczajna rozmowa, typu do jakiego domu chcielibyśmy trafić i takie tam. Chłopakiem tym, był Jeffrey Craven, który aktualnie jest moim najlepszym kumplem. Dojechaliśmy w końcu do Hogwartu, po czym rozpoczęły się standardowe procedury. Wprowadzenie uczniów pierwszych klas do Wielkiej Sali, wyczytywanie po kolei nazwisk. W końcu przyszedł czas na mnie. Tiara Przydziału, po dość zażartej dyskusji ze mną, wykrzyknęła na całą salę ,,RAVENCLAW. Z trzęsącymi się nogami usiadłam przy odpowiednim stole razem z innymi uczniami. Tak mniej-więcej wyglądało moje pierwsze spotkanie z tą szkołą. Pierwszy rok nauki mijał bardzo pomyślnie, nie licząc faktu, że na nieskończoną ilość listów do mojej matki nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Poznałam jeszcze kilku ludzi, i co mnie najbardziej zdziwiło są oni dotąd moimi przyjaciółmi. Pierwszego roku nie było jakiś specjalnych sensacji, egzaminy zdałam tak, jak miałam nadzieję, czyli znakomicie (Moim zdaniem!!!). Rok się skończył, a ja wróciłam do Little Whinging, do domu, w którym jeszcze przez rokiem szkolnym mieszkałam. Jednak gdy przyjechałam do tego miejsca, nie zastałam tam już mojej matki. Zdążyła się tam zadomowić zupełnie inna rodzina. Powiedzieli mi, że nie mają zielonego pojęcia co się stało z poprzednią właścicielką. Nie będę kłamać, rozpłakałam się. Resztę wakacji spędziłam w Hogsmade, na szczęście miałam tam towarzystwo. W końcu wakacje się skończyły i zaczął się drugi rok nauki. Jako, że jedyna dziewczyna w klasie trzeciej została Prefektem Naczelnym, a ja byłam jedyną dziewczyną w klasie drugiej, oczywiście jeżeli chodzi o mój dom, to zostałam Prefektem. Nie chwaląc się zbytnio byłam całkiem niezłym Prefektem. Dziwnym przypadkiem wszyscy uczniowie, którzy krwawili z nosa, mieli złamaną rękę, albo posiadali inne dziwaczne przypadłości, wpadali na mnie. Jeffrey nawet zaczął nazywać mnie ,,Matką Teresą od dzieciaczków, cokolwiek miał na myśli. W tym czasie również zauroczyłam się, i mam cholerną nadzieję, że się to nigdy więcej nie powtórzy. Nazywał się Keyshawn. Chodziłam z nim jakiś czas, jednak zerwał ze mną, a kilka dni później popełnił samobójstwo. Tak wiem, urocza historia. Ale oprócz smutnych wspomnień, jest przynajmniej jedno dobre. Jak to zawsze jest, w klasie drugiej doszedł mi przedmiot Smokologia. Jako, że od kiedy pamiętam smoki były najbardziej interesującymi mnie stworzeniami, uwielbiałam chodzić na te lekcje. Jednak nie to jest najważniejsze. Pewne dokumenty potwierdziły, że nauczyciel Smokologii, Setter Drakonian jest moim ojcem. Oczywiście po tym więcej nie używałam nazwiska Aredhel, tylko Drakonian. Wyjaśnił mi, że matka mnie okłamywała, i to ona uciekła od niego, a nie na odwrót. Chociaż byłam bardzo szczęśliwa z tego, że mam ojca, który żyje i nie wyrzekł się mnie, w miarę upływania czasu moja radość się zmniejszała. Ojciec często traktował mnie jak każdego innego ucznia, jeszcze lepiej, zdawał się bardziej lubić Jeffrey'a (drugą osobę chodzącą w tym czasie na lekcje Smokologii) niż mnie samą. Czułam się przez to źle, zamykałam się w sobie. Humor poprawiały mi zawsze rozmowy z kumplami, oraz patrole Prefektów po Hogsmade. Jako parę, do owych patroli miałam Kaledona Maxima, z którym dobrze mi się rozmawiało. Pewnego wieczoru, kiedy w Pokoju Życzeń rozmawiałam z uczennicą z mojego domu o pewnej ważnej dla niej sprawię, do Pokoju dosłownie przyczołgał się Kaledon. Z tego, co mi powiedział został zaatakowany przez nauczycielkę, miał przebite na wylot ręce i ogółem cały był poraniony. Kiedy próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej, wyznał mi że mnie kocha. Zdębiałam przyznam szczerze, jednak nie było na to czasu. Zaczęłam biegać po całej szkole w poszukiwaniu pomocy. Sprawa zakończyła się dobrze, jednak Kaledon jakby zapomniał o swoich słowach. Rok się powoli kończył, przyszła pora na SUMY. Zdałam je całkiem nieźle, osobiście byłam zadowolona z ocen. Rok się skończył, a zaczęły się wakacje, które pierwszy raz w życiu miałam spędzić z ojcem. Początkowo planowany był wyjazd do Paryża, jednak coś nie wypaliło i pojechaliśmy na obóz. Brałam w nim udział ja, mój ojciec, Jeffrey, i Anna Margel, która co prawda dołączyła do nas później, ale była. Na tym właśnie obozie dostałam od taty prezent: Łuk. Od tamtej pory kiedy mam czas, to trenuję. Kiedy pod koniec wakacji wróciłam jeszcze na chwilę do Hogsmade, zaczęłam chodzić z Kaledonem. Nie wiedzieć czemu, była to jakaś wielka tajemnica. Ale cóż, wakacje się skończyły, zaczął się mój ostatni rok nauki. Jako, że w poprzednich latach spisywałam się na posadzie Prefekta, odznaka nie została mi odebrana. Prefektem naczelnym co prawda nie zostałam, chociaż chciałam. W tym roku często byłam ,,Panią Profesor Suzanne gdyż nauczyciel Zielarstwa praktycznie na każdych lekcjach, nieważne czy to klasa pierwsza, druga czy trzecia, pozwalał mi prowadzić lekcje. Miałam również asystować nauczycielce Wróżbiarstwa, jednak ta nie zjawiała się na lekcjach, a później całkowicie zrezygnowała z pracy. Jeżeli chodzi o mój związek z Kaledonem- był taki, jakby go w ogóle nie było. Traktował mnie jak kumpele, nic więcej. W końcu zapytałam czy to był żart, czy naprawdę coś do mnie czuł Otrzymałam odpowiedź, że on już sam nie wie, bo nie może się pozbierać po tym, jak jego poprzednia dziewczyna nie chciała z nim być. Uroczo. Także od tamtego czasu nie mam zamiaru się więcej zakochiwać. Zbaczając z tematu, powoli zaczynałam się dogadywać z ojcem, zaczęliśmy jakoś normalnie rozmawiać i przestałam odczuwać, iż jestem niepotrzebna. W końcu nadeszły najważniejsze egzaminy- OWUTEM'y. O dziwo, każdy przedmiot do którego podchodziłam, zdałam. Skończyłam Hogwart, i bez bicia przyznaję, że nie chciałam przekraczać tej granicy bramy, przez którą już jako uczennica nie przejdę. Zostałam jednak chamsko przez nią przepchnięta zaklęciem Depulso. Jeżeli chodzi o pracę, po rozmowie kwalifikacyjnej i teście wiedzy na temat Wróżbiarstwa, wywalczyłam posadę nauczycielki tego przedmiotu. Nauczanie szło całkiem dobrze, większość uczniów mnie znała z poprzednich lat, więc nie było problemów. Nadawałam się do tego, uczniowie nieszczególnie starali się mnie zirytować. Pomiędzy wszystkimi tymi wydarzeniami mój ojciec zaręczył się z Anną Margel, która zamieszkała w naszym domu prawie że na stałe. W tym czasie się zakochałam, dokładniej w Dantem Perranie. Byłam z nim szczęśliwa, po dłuższym czasie zaszłam z nim w ciąże. Niecały miesiąc po otrzymaniu pracy zostałam porwana. Nie wiem dokładnie przez kogo, wiem że po lekcji z pierwszą klasą urwał mi się film, a ja obolała obudziłam się w jakiejś rzece. Kiedy udało mi się wrócić do Hogsmeade okazało się, że minęły 2 bite miesiące. Idąc prostym tropem byłam w drugim miesiącu ciąży. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, o czym się dowiedziałam. Po powrocie do domu ojciec powiedział mi, że Dante nie żyje. Jak się później dowiedziałam został zamordowany przez tą samą grupę osób, która odpowiadała za moje porwanie. Płakałam i chodziłam załamana przez parę następnych tygodni, po tym czasie aż tak często nie płakałam. Starając się o tym nie myśleć, zajmowałam się pracą i podobnymi sprawami. Później okazało się, że jedna z uczennic z pierwszej klasy, a dokładniej Iona Wynne jest spokrewniona z Jeff'em Craven'em, przez co częściej się z nią widywałam, oraz poznałam lepiej. Nie wiem czemu, zaczęłam traktować ją jak swoją córkę, cały czas staram się ją chronić, ale również mogę się jej wygadać na wszystkie tematy. W międzyczasie były święta, a ja dostałam od jednego z Margel'ów- Scott'a- rudą kotkę. Muszę trochę opanować swój wstręt przed tymi stworzeniami, a ta ruda cholera nadal nie ma imienia. Parę dni później urodziłam. Oczywiście, nie mogłam urodzić w normalny sposób. Idąc na spotkanie z Anną Margel, spotkałam nowego nauczyciela, Jekyll-Hide'a. W czasie drogi do Hogsmead i rozmowy z nim, zaczęłam rodzić. Na szczęście, był na tyle miły, że zabrał mnie do Świętego Munga. Rodziłam dość krótko, ale i tak skończyłam cała obolała, jak to zwykle bywa. Gabriel- mój syn -wygląda prawie zupełnie jak jego ojciec. Jedynie oczy ma po mnie. Posiedziałam parę dni w szpitalu, po czym przeniosłam się do starego domu Anny Margel, aktualnie mojego. Dostałam również od niej i ojca kołyskę i kojec dla malucha. Przez dłuższy czas nie wychodziłam za często z domu, zajmując się dzieckiem i przyjmując co chwila gości, którzy chcieli odwiedzić młodego Drakoniana. Później niestety było tylko gorzej. Zaczęło się od tego, że umarł mój najlepszy przyjaciel- Jeffrey Craven. Zamordowano go, co jeszcze bardziej pogorszyło mój stan. Straciłam dwie cholernie ważne dla mnie osoby w prawie tym samym czasie. Niedługo później przy, jakby się wydawało normalniej akcji nauczycielskiej przy ratowaniu ucznia, wydarzyła się tragedia. Zmęczenie psychiczne i strach przed pożarciem przez Akromantule doprowadził do zbyt gwałtownego użycia zaklęcia Szatańskiej Pożogi, a co w konsekwencji spalenia części Zakazanego Lasu. Straciłam pracę, znów zamknęłam się w sobie. Wszystko pogorszyła próba porwania mojego dziecka przez byłego gajowego Hogwartu. Łącząc to ze śmiercią ukochanego, oraz najlepszego kumpla, oraz jeszcze kilkoma wydarzeniami doprowadziło to do mojego upadku psychicznego. Wyprowadziłam się z Hogsmade, przeprowadzając do Los Angeles. Pracowałam przez dość długi czas jako chirurg neurologii, później na chwilę wróciłam do Hogsmade, z tęsknoty za domem. Niestety moje.. ,,demony'' znów mnie dopadły i musiałam znów wrócić do Ameryki. Tam po kilku tygodniach psychicznej męczarni trafiłam do szpitala psychiatrycznego. Nie wiem, ile czasu tam spędziłam. Wiem, że długo. Widziałam, jak syn się o nie martwił, a ja nie mogłam mu wytłumaczyć nawet, co się dzieje. Stwierdzono u mnie zespół paranoidalno-depresyjny. W dość zaawansowanym stadium. Czas mijał, a ja wiedziałam, że kiedyś będę musiała wrócić do okolic Hogwartu, ale bałam się. Wiedziałam, że gdy wrócę i zobaczę ojca oraz Annę, moją macochę, to wszystko co się zdarzyło, wróci do mnie. I to ze zdwojoną siłą. Ale musiałam wrócić, w końcu Gabriel musi pobierać nauki w szkole.

Rodzina: Ród Drakonianów

*Setter Drakonian (Tornado4)- ojciec
*Anna Margel (Żmija)- macocha (oczywiście w tym miejscu łączę się z całą jej rodziną ect. a na to na prawdę nie mam siły)
*Jan Drakonian (JanDrakonian) -dziadek
*Cyprian Drakonian -wujek
*Kiter Drakonian (kiter96)- wujek (#2)
*Dante Perran (Iorweth1997) - narzeczony (na ,,kocią łapę'', wcześniej znany jako Gabriel Perran)
*Gabriel Perran (Drakonian) -syn


Ciekawostki:

   *Moja różdżka ma 13 cali, drewno z bzu, rdzeń to włókno z serca smoka
   *Moim patronusem jest mały smok
   *Lubię kwiaty, wszystkie jakie wydzielają ładne zapachy
   *Czasem się zdarza, że się zamyślam, wtedy żyję w ,,innym świecie i mało co do mnie dociera
   *Nie cierpię kotów.
   *Mam wstręt do alkoholu, papierosów i innych używek, przez co pozostaję jak na razie abstynentem.
   *Na brzuchu mam szeroką bliznę od rany nożem po pewnym...incydencie.
   *Słuchanie muzyki, czytanie książek, oraz opieka nad synem są dla mnie elementem terapii
   *Nie przepadam za Quidditchem
   *Lubię czytać mugolskie fantasy, ciekawi mnie ich wyobrażenie o magii
Tachira7777
Azkaban




Posty: 5
Tematy: 2
Lut 2015

#2
@mini refresh



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten temat 1 gości



Polskie tłumaczenie © 2007-2024 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2024 MyBB Group.
Theme by XSTYLED modified by Hapel Dev Team © 2015-2024.