Witaj!

Archie Ravier- Podanie na ucznia Hogwartu
Ravrey
Czarodziej




Posty: 8
Tematy: 1
Sty 2015
2
#1
Imię i nazwisko postaci: Archie Ravier

Miejsce urodzenia: Dover

Czystość Krwi: 50%
________________________________________

Część pierwsza-[In Character]

Historia

Rozdział I

Tamtej nocy niebo było nie do poznania. Co rusz rozjaśniało je kolorowe światło fajerwerków, których pokaz rozpoczął się dzisiejszego wieczora. Każdemu rozbłyskowi na niebie towarzyszył głośny huk słyszalny nawet za grubymi ścianami szpitala, który niepokoił nowo narodzone dzieci oraz ich rodziców. A to wszystko z okazji wydarzenia sprzed prawie czterystu laty, o którym nie sposób zapomnieć...
Urodziłem się parę minut przed północą w Buckland Hospital w Dover, kiedy na dworze ludzie świętowali tak zwany Dzień Guya Fawkesa, zatem był to 5 listopada.
Nazywam się Archibald Ravier. Moja mama- Elisabeth Rhydderch pochodzi ze starego, walijskiego rodu czarodziei, okupującego dom Ravenclawu z pokolenia na pokolenie, zaś mój ojciec Artur Ravier jest mugolem, a dokładniej archeologiem francuskiego pochodzenia osieroconym w dzieciństwie. Rodzice poznali się podczas jednej z ekspedycji taty w Północnej Afryce, niestety nie mam pojęcia w jakich okolicznościach. Wiem tylko tyle, że przed owym spotkaniem mama pracowała jako redaktor "Proroka Codziennego" i miała przygotować artykuł o pracy brytyjskich czarodziei w Tunezji.
Po ślubie, który oczywiście spotkał się z dezaprobatą dziadków, pannę młodą całkowicie pochłonęła pasja męża. Pomagała mu przy wykopaliskach, zwiedzała z nim świat, aż pewnego uroczego, wiosennego dnia... dowiedziała się, że jest w ciąży. Latem powrócili do Anglii i tam mieszkali przez następne pięć i pół roku. W tym czasie urodziła się także moja siostra- Emmelyn. Miałem wtedy trzy latka.
Nie pamiętam zbyt wiele z tamtego okresu życia. Wiem, że tata wprawiał mnie w naukach mugolskich oraz uczył jego ojczystego języka, ale już wtedy odkryłem, iż nie mam talentu do lingwistyki. Mama zaś pokazywała mi świat magii, który okazał się o wiele ciekawszy od tego opisywanego w powieściach fantasy, za którymi mimo to nadal przepadam. Kiedy byłem już dostatecznie duży, to jest skończyłem piąty rok życia, rodzice znowu wyjechali w podróż, tym razem do Indii. I tak o to wraz z moją dwuletnią siostrą, po raz pierwszy zobaczyliśmy naszych dziadków.
Rodzice oraz brat mamy okazali się bardzo dobrymi, ale i surowymi ludźmi. Przyłożyli szeroki nacisk na moją wiedzę o świecie czarodziejów, a także starali się ujawnić moje magiczne moce i tu pojawił się problem. Zbliżały się moje siódme urodziny i zaczęto podejrzewać, iż jestem charłakiem. Z perspektywy moich dziadków musiało to wyglądać jakbym dokonał najcięższej zbrodni w całym swoim życiu. Na szczęście, nieoczekiwanie pojawili się mama i tata, którzy znudzeni już Azją powrócili na odpoczynek w rodzinne strony.
Latem zabrali mnie ze sobą w miejsce ich pierwszego spotkania, a mianowicie do ruin stolicy starożytnego imperium kartagińskiego.

Rozdział II

Kiedy udało nam się w końcu rozbić skromny namiot, było już późne popołudnie. Słońce nadal paliło niemiłosiernie, zatem na obiad, czy raczej podwieczorek podano dziwnie wyglądającą zupę nazywaną "chłodnikiem", a tymczasem panowie raczyli się zimnym piwem. Dopiero wieczór przyniósł długo wyczekiwaną ulgę i wtedy ludzie wyszli ze swoich pałatek, aby na dworze wspólnie pograć w karty, kości, czy też po prostu porozmawiać o planach na jutrzejszy dzień. Taką rozmowę jeszcze w namiocie rozpoczęli moi rodzice.
Ponieważ przyjechaliśmy tu na własną rękę mamy sporo wolnego czasu, co prowadzi do tego, że mama i tata i tak pracują wspólnie ze swoimi znajomymi, którzy od paru tygodni prowadzą tutaj wykopaliska. Wychodzi na to, że tylko ja się tutaj nudzę, mimo iż miejsce zapowiadało się naprawdę ciekawe. Jak dotąd przeżywałem przygody rodziców tylko w ich opowieściach i perspektywa zobaczenia tego na własne oczy spędzała mi sen z powiek. W końcu, gdy byliśmy na miejscu podniecenie zamieniło się w zwykłą satysfakcję z zobaczenia ruin "na żywo", a po kilku dniach to nuda zaczęła dawać mi się we znaki. W końcu miałem wtedy tylko siedem lat i pomimo bujnej wyobraźni, szybko się nudziłem.
Wolałem poczytać sobie w namiocie porządną książkę i jednym uchem słuchać co rodzicie planują na jutro. Tradycyjnie- nic ciekawego dla mnie, tylko kopanie w ziemi i szukanie czegoś wartościowego. To parę dni temu też było interesujące, ale zraziłem się kiedy po całym dni kopania, niczego nie znalazłem. Teraz o tym myśląc wiem, że dziś wytrwałbym dłużej i nie spoczął, póki bym czegoś nie znalazł, ale cóż- byłem wtedy siedmioletnim bachorem.
Nawet nie spostrzegłem, że powoli usypiam przy książce. Obudziło mnie chrapanie taty, a ponieważ zwykle zasypia po północy, wnioskuję że jest już późna noc. Chcę jeszcze trochę poczytać, ale przez te odgłosy nie mogę się skupić. Biorę zatem w jedną dłoń mały plecak, do którego przed chwilą wrzuciłem książkę, a w drugiej trzymam latarkę i odchylam nią zasłonę namiotu. Przez parę minut idę bezmyślnie przed siebie i wtedy spostrzegam, że dotarłem na skraj ruin kilkadziesiąt jardów od morza. W tej samej chwili latarka miga i powoli przygasa, a ja po chwili pogrążam się w zupełnej ciemności.
No to teraz mam przechlapane! Księżyc w nowiu nie jest skory do pomocy, a mnie otaczają kolumny ze zmurszałego piaskowca, czy też innego kamienia- w tej ciemności nie jestem w stanie tego dociec. Siadam na zimnej ziemi, która po upalnym dniu zdążyła już ostygnąć. Po omacku wyciągam najpierw książkę, a następnie to co było pod nią, czyli trzy smukłe świece. Nie mam zapałek ani zapalniczki, więc nadal jestem w beznadziejnym położeniu. Robi się coraz zimniej i dociera do mnie, że jestem w paskudnej sytuacji. Do świtu zostało zapewne parę ładnych godzin i nawet wtedy nie wiadomo, czy ktoś się obudzi, by spostrzec że zniknąłem. I co tu dopiero mówić o szukaniu?!
Mija kilkanaście minut, a ja jestem coraz bardziej przerażony i wściekły na siebie. Spuszczam głowę w dół, emocje się kumulują i nagle widzę przed oczami światło. Po chwili rozumiem- jakimś cudem zapaliłem wszystkie trzy świece... podpalając książkę, plecak i siebie samego.

Rozdział III

Od incydentu ze świecami minęły już cztery lata. Sporo się w tym czasie wydarzyło...
Kiedy wróciłem z "płomiennej wycieczki" do dziadków i siostry, opowiedziałem im o wszystkim. Podobnie jak rodzice (pomijam faktu, że byli dosyć wściekli, ale tylko na początku) są ze mnie dumni, bo teraz mogę doskonalić swoje umiejętności. Tak też się dzieję. Mijają miesiące, a ja uczę się coraz więcej o świecie magii, ale ze względu na tatę chodzę także do mugolskiej szkoły w mieście Holyhead w hrabstwie Anglesey, czyli niedaleko "dworku" moich dziadków. W jednym i w drugim świecie czuję się wspaniale.
Mojej siostrze także okazały się już moce- miała wtedy tylko pięć i pół roku, zatem okazała się pod tym względem lepsza. Nie przeszkadza mi to, szczególnie że wkrótce to ja dostanę list z Hogwartu, a ona będzie musiała czekać jeszcze trzy lata.
Kilka dni przed rozpoczęciem wakacji zdarza się kolejny, pechowy incydent.
Tak w skrócie: Wydaje się, iż jest to zwykłe potknięcie. Po prostu wstałem mając ścierpłą prawą nogę, jednak kiedy spadałem szybko przykucnąłem na lewą nogę, aby zamortyzować upadek i całym ciężarem ciała spadłem na... bezwładne prawe kolano. Ból jest nie do zniesienia i okazuje się, że mam zwichniętą rzepkę.
Niestety prowadzi to do nieodwracalnych uszkodzeń w kolanie i muszę się pogodzić z tym, że przez bliżej nieokreślony czas będę utykać.
Jestem przygnębiony, ale kilka dni po tym dostaję mój wymarzony list. Nawet rodzice wrócili z Boliwii na całe wakacje (tak zapomniałem wspomnieć, że wyjechali do Ameryki...).
Rozpoczynają się przygotowania, a ja mimo chorej nogi czuję się wspaniale. Podróż do Londynu jest równie ekscytująca co wyjazd do Kartaginy cztery lata temu i mam nadzieję, że tym razem nie spotka mnie zawód. Faktycznie nie spotyka, jestem mile zaskoczony.
Mijam różne sklepy na ulicy Pokątnej, do niektórych wchodzę z całą rodziną (tak- wszyscy się zebrali), do innych sam, a reszcie się tylko przyglądam. Nie musimy wchodzić do "zoologicznego", gdyż mam własnego, popielatego kocura o imieniu Ashen. Przymierzam szaty, kupuję garnki, a na koniec zostawiam to, co najlepsze- Ollivandera!
Tym razem wchodzę tylko z mamą i jej rodzicami. Tata, trzymając siostrę za rękę rozmawia z jakimś człowiekiem na zewnątrz. Wydaję mi się znajomy, ale nie jestem tego pewien. Zajmuję się teraz wybraniem różdżki, czy jak to stwierdza Ollivander-"zostaniem wybranym PRZEZ różdżkę". Tak czy inaczej, idealna jest ta, która idzie na pierwszy ogień: 11 i 1/4 cala, jesion, pióro feniksa, dość giętka, czyli "Taka sama jak matki, a wcześniej dziadka, tylko nieco dłuższa." Tak to ujął sprzedawca. No cóż- różdżki mamy i jej ojca mają po 10 i 3/4 cala...
Pokrótce mama opowiada mi, że jesionowe różdżki podobno "są uparte i nie lubią półgłówków". To dobrze, bo ja ani trochę nie jestem półgłówkiem.
Kiedy jesteśmy na dworcu King's Cross, przychodzi czas na pożegnania. Wiem, że będę tęsknić, ale teraz staram się sprytnie ukryć. Żegnam się z całą rodziną, jednak najciężej jest mi się pożegnać z siostrą.
Jej też jest ciężko- czuję to. Teraz to ją rodzina będzie wyprawiać do Hogwartu. Ale to dopiero za trzy lata. Tymczasem ja powoli kuśtykam szukając wolnego przedziału. Po drodze poznaję Jonathana Randwycka- drugoklasistę, Gryffona i jego o rok młodszą siostrę Meggy o dziwo ze Slytherinu.
Tradycyjnie- 11.00, pociąg odjeżdża, ja macham do rodziców i kiedy znikają mi z oczu, rozsiadam się wygodnie i rozmawiam z nowo poznanym rodzeństwem
-To będzie wspaniała podróż- ekscytuje się Meggy
-Też mam taką nadzieję- odpowiadam jednocześnie z Jonathanem.
Też mam taką nadzieję- powtarzam w myślach i spoglądam na moje prawe kolano.
_______________________________________________________________________________________________________

Wygląd postaci:

Arch jest dość szczupłym i znacznie wysokim jedenastolatkiem, jako że w sierpniu, czyli miesiąc przed wyjazdem do Hogwartu mierzył dokładnie 64 cale, zatem 5 i pół stopy bez dwóch cali. Ma ciemne, proste włosy przykrywające kark, jednak nie sięgające bezpośrednio do ramion. Jego oczy są równie ciemne, blisko osadzone, zaś nisko położone łuki brwiowe wraz z wcześniej opisanymi włosami są jedynymi cechami, które odziedziczył po Rhydderchach. Ich oczy moją morski odcień, zaś ich nosy przypominają krucze dzioby, podczas gdy nos Archa jest nadzwyczaj normalny. Podobnie jest z wąskimi ustami i średnimi uszami, które przejął po ojcu. Dodajmy, że Artur Ravier także ma ciemne włosy, jednak w przeciwieństwie do jego żony i dzieci ma kręcone włosy.
Arch nie ma żadnego stylu jeśli chodzi o obiór. Zwykle nosi dżinsy lub sztruksowe spodnie, które pasują do jego również sztruksowej koszuli w kratę, za którą wprost przepada. Ma trzy pary tychże koszul, zatem nie musi się martwić, jeśli którąś pobrudzi, bo zawsze będzie miał inną pod ręką.
Na dwór zakłada także kaszkiet, ale to raczej od święta, lub za dwa lata- do Hogsmeade.
Przypominam także, iż po niefortunnym upadku Arch utyka na prawą nogę, co raczej przypisuję do wyglądu, niż do charakteru, do którego za chwilę przechodzę.

Charakter postaci

Arch inteligencję odziedziczył po Rhydderchach, zaś chęć do przygód i podróży- po ojcu. Niestety za młodu szybko nudzą mu się nowo poznane miejsca, za szybko się poddaje, jednak z wiekiem ma mu to przejść. Jest zaczytany w książkach przygodowych i fantasy.
Nie uważam tego ani za wadę, ani za zaletę- jest introwertykiem. To nie oznacza, że jest aspołeczny, ale lepiej dać mu spokój, kiedy wyraźnie pokazuje, że nie ma ochoty na rozmowę. Lubi zawierać nowe znajomości, ale żeby się z nim zaprzyjaźnić... no cóż to ten drugi musi postawić pierwszy krok.
Z natury jest ufny, ale nie naiwny, a jego zachowania są w równej mierzę asertywne jak i uległe. Nie znosi agresji i stara się pomóc ludziom, którzy tej agresji doświadczają.
Wracając do cechy jaką jest introwertyzm- zazwyczaj Arch będzie sam rozwiązywał problem, albo czekał aż los da mu ludzi do pomocy. Sam nie będzie biegał po całej szkole z prośbą o pomoc...
Potrafi mierzyć się z konsekwencjami własnych czynów i decyzji, co czyni go osobą odpowiedzialną, ale nie nadmiernie ostrożną, gdyż często będzie się pakował w tarapaty, szczególnie przez chorą nogę.
Do tego jest wspaniałym organizatorem i może się przydać jako koordynator prac grupowych- oczywiście jeśli grupa składa się z osób należących do jego kręgu zaufania...
Podsumowując:
Archa porównałbym do samotnego podróżnika, który wędruje po świecie, spotyka ludzi, uczy się od nich, ale nie zawiera trwalszych znajomości. Jest jak jest- na pewno pomoże komuś w potrzebie, jeżeli nie będzie widział w tym zagrożenia dla siebie. Będzie tak szedł i szedł (oczywiście kuśtykając) aż znajdzie swój życiowy cel, którego jak dotąd nie odkrył. A bynajmniej podpalanie książek i spodni mu w tym nie pomoże...
Oczywiście chce dostać się do Ravenclawu.

Zainteresowania

Tak jak wspominałem: Arch uwielbia książki, jednak nie tylko przygodowe. Zainteresuje go wszystko co ma związek z historią, liczbami, czy fantasy. Mogę śmiało stwierdzić, że pokocha zajęcia tj.: Historia Magii; Numerologia; Astrologia; Wróżbiarstwo; Runy, czy Smokologia, choć czuję tu potrzebę wykorzystania pewnej klepsydry...
Na pewno szerokim łuki będzie omijał salę Językoznawstwa, gdyż nie ma talentu do lingwistyki, zaś jeśli chodzi o pozostałe przedmioty- no cóż "zobaczymy".
Latanie? Od kiedy nie może biegać (natrętnie przypominam o kolanie), chce poczuć wiatr we włosach, zatem na pewno polubi te lekcje.

Rodzina postaci

Elisabeth Rhydderch- czystej krwi czarownica walijskiego pochodzenia. W Hogwarcie, jak wszyscy Rhydderchowie należała do Raveclawu, zaś po zakończeniu edukacji pracowała w redakcji "
Proroka Codziennego". Po otrzymaniu zlecenia wykonania artykułu o czarodziejach w Tunezji, wyjeżdża i tam poznaje Artura Raviera.
Ma proste, ciemne włosy i morskie oczy oraz nisko położone łuki brwiowe.

Artur Ravier- mugol, osierocony w dzieciństwie, wychowany przez stryjostwo. Z zawodu archeolog. Jego nazwisko znaczy "półmisek".
Ciemne, kręcone włosy i przeciętny wygląd- normalne uszy i nos, oraz wąskie usta. Zwykł zapuszczać gęstą brodę. Do tego chrapie...

Emmelyn Ravier- siostra Archibalda, o 3 lata od niego młodsza. Moce odkryła w wieku 5 i pół roku.

Dziadkowie Rhydderchowie- dobrzy, ale surowi czarodzieje mieszkający w "dworku" na Holy Island w hrabstwie Anglesey. Kładą szczególny nacisk na edukację wnuków, jak wcześniej córki i syna.

Wujek Rhydderch- zbyt wiele o nim nie wiemy. Brat Elisabeth.

Dodajmy, że Elisabeth i jej ojciec mają takie same (a raczej tak samo wyglądające) różdżki: 10 i 3/4 cala, jesion, pióro feniksa, dość giętkie. Różdżka Archa różni się tylko długością- jest dłuższa o pół cala.
_______________________________________________________________________________________________________

Część druga-[OOC]

Nick w grze: Ravrey


Jak zamierzasz odgrywać swoją postać?
Tak jak pisałem w "charakterze postaci"- Arch rozwiązuje problem na własną rękę, lub czeka na uśmiech losu w postaci pomocników. Sam nie biega po szkolę i nie wrzeszczy...
Jest introwertykiem, ale nie jest aspołeczny i stara się pomagać ludziom.
Lubi naukę i przygody- to tyle.
Oczywiście wszystko musi bazować na mentalności jedenastolatka i łącząc to z jego dotychczasowym zachowaniem, uważam że nie będzie się mądrzył, wywyższał i tym podobnym.
Wspominałem coś o utykaniu na prawą nogę?


Co to jest IC i jak zapisujemy to na czacie:
IC, to jest "In Charakter" jest to wszystko co mówię, myślę, doświadczam jako postać, którą gram. Jest to wszystko co chcę przekazać światu "Archem".
Wszystko co mówi Arch nie będzie oznaczone w żaden sposób, jednak jego myśli i spostrzeżenia zaznaczę w ten sposób: **[treść]**.
Przykład: (P1- czyjaś postać; [A]- Arch)
[P1]-Arch, która godzina?
[A]-**patrzę na zegarek** Jest w pół do osiemnastej **uśmiecham się**
[P1]- **odpowiadam Ci uśmiechem**
Zabrania się na tym czacie używania emotikon.
Nie powinienem także ingerować w IC światem OOC chyba, że podczepię to pod tzw. Meta Gamming lub "OOC in IC", które i tak są niezalecane przez regulamin

Co to jest OOC i jak zapisujemy to na czacie:
OOC, czyli "Out Of Charakter"jest wszystkim co mówię jako gracz przy komputerze, a nie jako Arch. Zaznaczam w nawiasach.
[Ravrey]: (Przepraszam, wracam za 20 minut- obiad)

Czy posiadasz doświadczenie w rozgrywce RP?
Niestety tu pojawia się problem. Grałem długo na serwerze Eberron (dodam, że nie istnieje), jednak tam pisanie "IC" nie było obowiązkowe. Zatem niewielki odsetek wczuwał się w rolę, zaś reszta- no cóż jak kto chciał. Podczas wojny nie było miejsca na rozmowy typu: **wyciąga miecz** i w odpowiedzi **ucieka z trwogą**. Przykro mi...

Skąd dowiedziałeś się o serwerze?
Cóż. Po upadku wyżej nadmienionego serwera, zrobiłem sobie kilkumiesięczną przerwę od gry. Teraz wróciłem, jednak musiałem sobie znaleźć odpowiedni serwer. Zatem szukałem...
W końcu wpadłem na pomysł szukania pod nazwami tematycznymi, mając nadzieję na znalezienie serwera opartego na jakimś znanym mi uniwersum. Tak znalazłem Hapel.
_______________________________________________________________________________________________________

Część trzecia- SCENKA

Odegraj rozbudowaną akcję IC w której twoja postać upora się ze sprawą.
Jak na zdjęciu widzisz 3 uczniów, Gryffon nazywa się Alex i jest z 7 klasy. W miarę miły z niego gość, ale ciężko u niego z tolerancją dla młodszych. Chętnie ci pomoże jeżeli podejdziesz do niego na luzie. Ślizgon ze zdjęcia chodzi do 5 klasy i nazywa się Olivier będzie oschły dla ciebie ale jeżeli dobrze zagadasz pomoże ci. Zaś krukonka to Bella z 3 klasy jest wiecznie zamyślona i jakby nieobecna jeśli zwrócisz na siebie jej uwagę pomoże ci. Twoim zadaniem jest nakłonić jedną osobę z tej trójki do wskazania ci drogi prowadzącej do sali transmutacji.


Zadania:
1. Dotrzeć do trójki uczniów
2. Jak podejść do Oliviera?
3. Czemu Alex nie lubi pierwszorocznych/młodszych?
4. Bella "Kamienna Twarz"- otrząsnąć dziewczynę z letargu, czy lepiej nie?
5. Dostać się do sali transmutacji...

Postaci:

[A]- Arch
[GA]- Gryffon Alex
[O]- Olivier
[B]- Bella
_____________________________________

**Jak zwykle kuśtykając na prawą nogę szedłem wtedy powoli korytarzem. Patrząc w lewo widziałem zewnętrzną ścianę zamku, kiedy to promienie słoneczne przebijające się przez smukłe, gotyckie okna oświetlały to, co mogłem zobaczyć po prawo- szereg drewnianych drzwi**
**Bezużytecznych drzwi- pomyślałem, gdyż żadne z nich nie prowadziły do sali zajęć z transmutacji**
**Pulsujący ból w kolanie stawał się nie do zniesienia, jednak wtedy nie mogłem pozwolić sobie na odpoczynek. Przecież się spieszę- przypomniałem**
**Po drodze nie spotykałem ani jednej żywej duszy, zatem wnioskuję, że wszyscy byli już wtedy na zajęciach- w tym z pewnością Randwyckowie. Byłem ewidentnie spóźniony. Niedaleko wejścia do Głównej Sali w końcu dostrzegłem troje uczniów. Najwyższy i zapewne najstarszy miał krawat Slytherinu, ten niższy ale tęższy to Gryffon, zaś Krukonka była prawie mojego wzrostu, co mogło oznaczać przerośniętą pierwszoklasistkę lub przeciętną, starszą ode mnie dziewczynę**
**Kiedy do nich podszedłem, mogłem się im bliżej przyjrzeć. Pamiętam, że u Gryffona widoczny był lekki zarost, zatem mogłem się pomylić co do wieku chłopców. Na szczerzącego się Ślizgona nie zwracałem szczególnej uwagi, a podobnie zachowywała się w stosunku do nas dziewczyna. Wyglądała na zamyśloną, wręcz nieobecną. Już ją lubię- pomyślałem- ale chyba lepiej jej nie przeszkadzać**
**Kiedy byłem już dostatecznie blisko odezwałem się bezpośrednio do chłopców, zaś cały mój udział we wczorajszej rozmowie wyglądał mniej więcej tak...**

____________________________________

(Przeszłość)

[A]: Dzień Dobry *mówi cichym lecz stanowczym głosem*
[GA] **zerka na jego ciemnoniebieski krawat, po czym szerzy się do rówieśnika** Oj! Czyżby mały Krukonek się zaguuuubił? *pyta piskliwym głosikiem, jakby naśladował pięciolatka*
[O]: **odpowiada mu złośliwym uśmieszkiem i patrzy się raz na Alexa, raz na pierwszoroczniaka**
[A]: *rumieni się*
[GA]: *czeka na odpowiedź*
[A]: *bełkocząc i jąkając się* A tyyy... y, nigdy się nie zgubiłeś w tym wielkim zamczysku. Y... Rozumiem?
[GA]: *zakłopotany*...

**W tej chwili uśmiech na twarzy Ślizgona zmienił się w donośny śmiech, a ja odetchnąłem z ulgą, bo zrozumiałem, że najbanalniejsza odpowiedź tym razem okazała się tą najlepszą. Strzał w dziesiątkę**

[GA]: *stuka w śmieszka w ramię*
[O]: *uspokaja się* Słuchaj młody, muszę ci coś opowiedzieć.
[GA]: *wściekły* Odradzam
[O]: Nie sądzę *uśmiecha się do Krukona* Wszystko zaczęło się...
[GA]: Zdradliwy Ślizgon! *krzyknął*
[O]: ...zaczęło się sześć lat temu...
____________________________________________________________

**Z tego co się wtedy dowiedziałem: Okazało się, że starszy brat Olliviera, to jest Ślizgona, koleguje się z Alexem czyli moim nowym znajomym z Gryffindoru. Obydwaj chodzą teraz do siódmej klasy (co obaliło moje twierdzenie co do ich wieku). Sześć lat temu Alex nie mógł znaleźć drogi na swoje pierwsze zajęcia. To spowodowało serię niefortunnych zdarzeń, na przykład dostanie się na szczyt wieży Krukonów (choć nikt nie wie jak udało mu się do niej wejść), spadnięcie ze schodów i skręcenie sobie kostki i w końcu spóźnienie się na lekcje, co spowodowało nienawiść ze strony nauczyciela.
I tak o to narodziła się wyśmienita anegdota. Od tego czasu Alex jest okropnie złośliwy dla zagubionych pierwszoroczniaków**

**Alex odchodzi, ale opowieść Ślizgona była tak interesująca, że wybudziła dziewczynę z letargu, chociaż teraz jak o tym myślę, to wydaję mi się, iż zareagowała na imię "Wendy" wypowiedzane przez Oliviera. W końcu do nas podeszła**

______________________________________________________________

[B]: O! Miło spotkać nowego obywatela naszego wspaniałego domu **wykrzykuje machając rękami- mówi po trochę do pierwszoklasisty, a trochę do samej siebie** Witaj, mam na imię Bella *pokazuje kciukiem na swój mostek*
[A]: Cześć jestem Arch *tak samo wskazuje na siebie kciukiem* Mi też jest bardzo miło.

[O]: *Do Belli* Pamiętasz mnie? Jestem Ollivier...
[B]: *spogląda na niego i stara się coś sobie przypomnieć*
[O]: ..ze Slytheriu... rok temu?
[B]: Och tak kojarzę Cię! *odzywa się do Archa* Nie powinieneś być na lekcjach?
[A]: *z niewielkim przejęciem* No tak! Mogłabyś mi pokazać drogę sali transmutacji?
[O]: *zakłopotany* Bella? Nie zapomniałaś o czymś?
[B]: Przepraszam Ollivier *patrzy mu w oczy* Odprowadzę tylko młodego do klasy i już do Ciebie wracam. Choć Arch!

**Zdążyłem wtedy tylko kiwnąć wściekłemu Ollivierowi na pożegnanie po czym poczułem, że coś szarpie mnie do tyłu. Wlekła mnie do sali nie zwracając uwagi na moją nogę. No cóż jak dotąd o niej nie wspominałem **

[A]: O co chodzi z Ollivierem?
[B]: *spogląda za siebie* Ech, kolejny adorator mojej siostry- Wendy. Rok temu wypytywał mnie czym moja siostra się interesuje i tak dalej.
[A]: Rozumiem
_______________________________________________________________

**Kilka minut później Belle zostawiła mnie pod drzwiami do klasy. Te z pewnością nie będą bezużyteczne- pomyślałem i wszedłem do sali transmutacji na spotkanie z konsekwencjami mojego spóźnienia**
_______________________________________________________________________________________________________
_______________________________________________________________________________________________________

Zakończenie

Czy przeczytałem regulamin? Tak, oczywiście i składając powyższe podanie, akceptuję regulaminy obowiązujące zarówno na serwerze Hapel, jak i te na forum. Jestem także świadom konsekwencji wynikających z ich nieprzestrzegania.

Słówko ode mnie: Serdecznie dziękuję za przeczytanie podanie i mam nadzieję, że zostanie ono rozpatrzone pozytywnie. Po raz pierwszy bawię się z narracją pierwszoosobową (historia postaci) oraz tego typu scenkami RP. Oczywiście musiałem napisać scenkę w postaci relacji Archa, w którą wplątałem dialogi Role-play i oczywiście... wątek miłosny. Po prostu nie mogłem się powstrzymać...
Z góry przepraszam za wszelkie błędy językowe, ortograficzne i interpunkcyjne (z tymi ostatnimi bez największy problem) i przyznaję się, że nie mam siły sprawdzać tego po raz drugi.
_______________________________________________________________________________________________________

Z poważaniem,
Ravrey
(!!!)
Selvyn
The Dark Lord




Posty: 368
Tematy: 29
Gru 2014

#2
Wstrzymane, 3 dni na poprawę i 3 szanse.

Podanie jest... bardzo bardzo bardzo bardzo dobre! Jeszcze takiego nie widziałem, włożyłeś w to bardzo wiele wysiłku. Ale pamiętaj, w normalnej rozgrywce na serwerze nie używamy tego co w akcji IC rozpisałeś rozlegle w ** **, ale uznam to za ciekawy dodatkowy element narracji podania. Wink W IC nie piszemy też o myślach naszej postaci, pozbądź się tego.
Przy zwykłych akcjach używamy jedynie pojedynczych gwiazdek * *, pamiętaj o tym.

To wszystko to jednak rady, bo pozostałymi fragmentami nadrabiasz te drobne błędy.

Doczytaj tylko regulamin, bo brak pewnej rzeczy.


Slytherin także pasuje do charakteru twojej postaci, jesteś pewien że może tam nie pasowałbyś lepiej?
Ravrey
Czarodziej




Posty: 8
Tematy: 1
Sty 2015
2
#3
Jeszcze raz dziękuję za ocenę podania.

Postarałem się poprawić akcję RP. Tak jak radziłeś wyciąłem z dialogów wszelkie przemyślenia postaci, a jeżeli chodzi o zaznaczenia akcji- treść tych krótszych typu wyrażanie emocji, ton głosu itp. zaznaczyłem pojedynczymi gwiazdkami, zaś tych dłuższych, bardziej rozbudowanych- w podwójnych.
Niewielka korekta w części OOC.

Jeżeli chodzi o Slytherin, Arch chyba nie chciałby zawieść rodziny... która wkrótce może się powiększyć  Big Grin

P.S.: I tak- doczytałem już regulamin!

Pozdrawiam,
Ravrey
Selvyn
The Dark Lord




Posty: 368
Tematy: 29
Gru 2014

#4
Zaakceptowane!



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten temat 1 gości



Polskie tłumaczenie © 2007-2024 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2024 MyBB Group.
Theme by XSTYLED modified by Hapel Dev Team © 2015-2024.