Archiwum Hapel.pl

Pełna wersja: [M]Wiedźmin
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Aiden skończywszy tańczyć z Reyną udał się za nią do ogromnej, okrągłej  piwnicy gdzie miała odbyć się narada. Znajdował się tam ogromny stół taktyczny przy którym poustawiane były krzesła. Mężczyzna widząc samotnie siedzącą Czarodziejkę zajął wolne miejsce obok niej.   
Gdy Monthy rzucal się już na łóżko ucieszony do drzwi zapukał służebny.

-Cesarz wzywa na obrady.

Monthy westchnął głośno i poprawił swój wygląd. Z poważną miną i jednoczesnie znudzeniem ruszył za służbą ku sali gdzie znajdował się stół. Okrągły stół, za nim siedziało już kilka osób, generał Armii Środek między innymi oraz czarodziejka. Wkroczył z pełną powagą, większą niż na balu i usiadł obok starego generała.

-Kope lat stary przyjacielu

-A no, już czas..
Po tygodniu podróży i drugim tygodniu, w którym to wiedźmin przebywał już w Wyzimie, w końcu mógł nacieszyć się odpoczynkiem krótkim i wygodami, jakie to miasto oferowało. Wiele razy był w Wyzimie więc wiedział gdzie co i jak dokładnie. Wynajął już sobie nawet pokój, niewielką kanciape, ale zawsze to miejsce gdzie można spokojnie przespać noc. Dzisiejszą noc wiedźmin spędził w swego rodzaju gospodzie. Trochę popił, trochę pobalował, aż w końcu wytoczył się z gospody i stanął pod drzwiami, łapiąc w płuca swieże powietrze, którego mu brakowało w dusznym, zaludnionym pomieszczeniu.
Sala zapełniła się poplecznikami Cesarza, który wszedł jako ostatni. Spokojny, dostojny i śmiertelnie poważny. Zasiadł za stołem pomiędzy dwójką generałów. Młodym lekko awanturniczym, ale nie pozbawionym talentu Morvanem Naharisem, oraz lekko podstarzałym ale rozumnym człowiekiem, Nathanielem var Attre.

-Nie wezwałem was tutaj z byle powodu. Jak zapewne wiecie, coś, czy raczej ktoś przypuścił ataki na północnych granicach.
-Na północy odgradzają nas Smocze Góry. Nikt ich nie przeszedł… Przerwał dosyć głupio młody Morvan.
-Im się udało. Ludzie o skórze ciemnej jak heban i zbrojach, których nigdy nie widzieliśmy..
-Pod czyim idą sztandarem? Spytała Reynabeth, kalkulując coś w głowie.
-Nie widziałem go nigdy wcześniej.. Dwa czarne smoki na żółtym tle. Próby pertraktacji kończyły się odesłaniem głów negocjatorów.  Głos Cesarza zdradzał wielkie napięcie, miał do tego prawdo. Cztery stulecia pokoju, a tu nagle ni z gruszki ni z pietruszki nowe zagrożenie w postacie wielkiej armii, krwiożerczych szarlatanów.
-Oni nie biorą jeńców, mówią w języku, którego nie rozumiemy. Oni chcą nas wybić do nogi.. Podkreślił var Attre. –Pytanie brzmi. Czemu?
-Raczej jak ich powstrzymać! Wtrącił się zimno Morvan.
- Jeśli da się ich powstrzymać, nie wiemy jaka jest ich całkowita liczebność! Podróżują w niedużych grupach, to na pewno nie są główne siły. To zwiad. Nathanielowi zdawała się kończyć anielska cierpliwość.
-Więc zamiast się kłócić radźcie co zrobić! Bo nie zamierzam siedzieć na tronie i udawać, że nic się nie dzieje! Einhyr ostro ukrócił ich zapędy, oszczędzając im czasu. Z miejsca podniósł się Dowódca Armii Środek.
-Wasza Cesarska Mość proponuję wybić to co jak na razie przeszło granice i ściągnąć posiłki z południa..
-Lepiej było by zaczekać do czego się posuną.. Jak na razie nie zrobili czegoś co zagrażało by Cesarstwu. Odrzekł Marszałek siedzący obok Czarodziejki.
-Czekać?! Na co? Aż łaskawie podejdą nam pod nos?! Morvan zaczął czerwienieć z emocji.
-Nie! Żebyśmy nie pchali naszych sił na straceńczą walkę.
-Dosyć! Cesarz również poderwał się z miejsca uciszając wszystkich. Oparł obie dłonie na marmurowej powierzchni stołu.- Wysłuchajmy co mają do powiedzenia inny.. Przedstawiciele naszych popleczników. Tutaj wszyscy zwrócili się twarzami do Aidena, Reynabeth i Monthego.
 
*Czarodziejka nie raz miała do czynienia z podobnym bałaganem. Tyle, że tym razem gra toczyła się o najwyższą stawkę. Odetchnęła głęboko.*
-Jeśli nie wiemy jaką przewagę ma wróg, można to sprawdzić za pomocą magii, nie tracąc czasu na szpiegów. Bractwo może rzucić zaklęcia lokalizacyjne o dużej powierzchni i dowiemy się ile ich jest. Warto wiedzieć na co się idzie z całym wojskiem..
Siedząc znudzony, wyprostował się i z pełną powagą rzekł:

-Cesarzu, generałowie, marszałkowie oraz reszto. Jak większość osób tutaj zgromadzonych wiemy, że jestem osobą, która nie lubi walki etc. Mimo to, jestem tutaj ze względu na cesarza oraz to, że ktoś może zakłócić spokój w moim ukochanym Beauclair. Czarodziejka ma racje, z pomocą magii zlokalizujmy ich liczebność i wtedy zdecydujmy jak to rozegrać. Pośpiech prowadzi do mętlika w głowie, a mętlik prowadzi do złych decyzji. Rozegrajmy to na spokojnie. Przeprowadźmy rozeznanie czym dysponujemy i czym dysponują wrogowie. Na tym skończe swą wypowiedź.

Usiadł spowrotem na swoje miejsce.
   Aiden pilnie przysłuchiwał się rozmowie. Naglę marszałek Armii poprosił czarodzieja o zabranie głosu. 

- Z jednej strony popieram magiczne rozwiązanie zaproponowane przez Reynabeth, dziwne było by iż czarodziej nie chciał by użyć magii *Uśmiechnął się* Z drugiej zaś strony bezpośrednia walka z najeźdźcami również jest słuszna... Nie chcę jednak stanąć po jednej z dwóch stron,wiec chciałbym zaproponować własne rozwiązanie problemu.
Problemem są ludzie, nie wiemy ile dokładnie ich jest więc za pomocą rady, o ile bractwo się zgodzi, możemy zlokalizować ich siły wojskowe. Nie będziemy jednak ich atakowali, moje rozwiązanie polega na czymśzupełnie innym. Przybędziemy do ich krainy w celu negocjacji. Jedynym sposobem by dotrzeć do serca ich cywilizacji jest przebycie gór smoczych. *Każda osoba wsłuchiwała się w słowa Aidena* Zdaję sobie sprawę że nawet najwięksi śmiałkowie nie dotrą za góry smocze, lecz ja chciałbym spróbować... Czy ktoś zechce wyruszyć z mną na wyprawę? *Na cali rozległa się błoga cisza* ...
-Drogi czarodzieju chyba nie słuchałeś... a więc powtorze słowa "Próby pertraktacji kończyły się odesłaniem głów negocjatorów."
- Drogi bardzie, mylisz się. Słuchałem,lecz nie mam zamiaru czekać aż wrogowie przybędą pod mury Wyzimy. Nie jestem za bezpośrednią walką z najeźdźcą, lecz za kompromisem pomiędzy cesarstwem a ludźmi za Smoczych Gór... Zdaje sobie sprawę że mój plan jest nie do wykonania, ale mimo to zawsze warto spróbować, nawet jeżeli w grę wchodzi własne życie.... Ponawiam pytanie, czy ktoś jeszcze chce dokonać z mną niemożliwego?
-Drogi czarodzieju, w tym wypadku cierpliwość i spokój jest cnotą. A więc do twego pytania. Odmawiam jakiekolwiek pomocy przy negocjowaniu. Nie chcę, aby przez ten wybór setki niewinnych żyć poszło w lepsze miejsce jakim jest raj.
- Dobrze, no cóż... Czy ktoś jeszcze chciałby wypowiedzieć się na temat wyprawy?
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11