Archiwum Hapel.pl

Pełna wersja: [M] Gra o Tron - Nowy Epizod
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34
W Dorne zaczynają się rozruchy przeciw Koronie. Chodzą słuchy iż Yayen Martell planuje ogłosić się królem i odłączyć krainę od Siedmiu Królestw.

Regent Tyro Sander po otrzymaniu informacji o działaniach wojsk Arrynów wysłał kruka do Wermunda z zapytaniem o cel owych przemarszów militarnych. Pyta również, czy plotki o sprowadzeniu przez niego Dzikich do Królestwa są prawdą.

Na jednej z ulic Królewskiej Przystani czerwony kapłan zaczął nauczać oraz mówić o tym, że nadchodzi Zima i tylko R'Hllor może uchronić przed nią Westeros. Został obrzucony pomidorami.
Merril Lannister


**Merril siedział w swoich pokoju zjadając dosyć szybko danie, które mu przynieśli. Po jakimś czasie jeden z najemników wyszedł z karczmy i udał się w głąb miasta zerkając do każdego podejrzanego miejsca po to by odnaleźć juz od dawna wynajętych najemników, którzy za zadanie mieli siedzieć w stolicy.**

Ehh... Ciekawe jak tam idzie  Aegonowi... Oby dobrze, coś mi sie zdaje, że przydadzą mi się ludzie.
*Gdy zjadł wszystko złapał za kielich po czym nalał sobie trochę wina, które raz dwa wypił.*
Nuda... Chyba sie położę póki nie wróci.*Wiec tak zrobił, jedynie ściągnął z siebie ciuchy od pasa w górę by noże, które tam były go nie uwierały.*

**W tym czasie do drzwi ktoś zaczął się dobijać.**

-Hmm? A kto tam? *Spojrzał lekko zaciekawiony w stronę drzwi.*
**Bez odzewu do środka weszły dwie nagie kobiety, które potem zamknęły za sobą drzwi powili podchodząc do Merrila.**
-A to ciekawe... Zdawało mi się, że miałyście iść do mich ludzi, nie do mnie..*Położył się na plecach kładąc dłonie pod głowę.*
- Niespodzianka! Nie pamiętasz nasz?*Jedna z nich lekko się uśmiechała w jego stronę a druga zaś wskoczyła na łózko kładąc się obok niego.*
- Ostatnim razem kiedy tutaj byłeś... Sam o nas poprosiłeś.*Ta powoli weszła na łózko od razu bez pytania kładąc sie na jego klatce piersiowej.*
- A wiesz... Coś mi sie przypomina, ale.. Może jeśli pokażesz mi co robiliśmy wtedy to na pewno mi sie przypomni.*Ten sie uśmiechnął szeroko a potem juz wiadomo co sie stało.*
Czas na drugą faze. **wstał i powiedział do sługi, że jak Przybysz wróci to niech bierze sobie tych dziesięciu o naj najszybciej wraca do siebie. Następnie ruszył do sali obrad i wrzasnął grubym głosem: ** Do mnie! Wszyscy. **Po chwili w komnacie pojawiło się ok. 10 sług. ** Zabierzcie te papiery ze stołu **wskazał na kupe papierów** i zróbcie z tymi klanami to co na tych papierach pisze. **Jak powiedział tak uczynili i każdy zabrał po kilka kartek i ruszylik ku wyjściu**
Zapadła noc. Siedmiu zesłało na ziemie Korony wyjątkowo obfity deszcz.
W północnych rejonach Północy zaczął padać śnieg.
Na Murze robi się wciąż zimniej i zimniej.
*Wychodząc spojrzał na niewolników i przed opuszczeniem miasta odebrał swój miecz łącznie z pasen zostawiony przy bramie. Zaraz po tym przywiązał niewolników łańcuchami do konia po czym ruszył w kierunku stolicy.*

- Co za smród.

*Kierując swój wzrok ku gromadzie jeńców zjechał z drogi prowadzącej do Orlego Gniazda. Będąc już przy rozdzieleniu dróg wjechał w ogromny las gdzie zatrzymał rumaka i zsiadł z niego obserwując skutych niewolników.*

**Zaraz po tym jak zsiadł z konia z lasu wybiegła gromada uzbrojonych w toporki bandytów kierujących się ku Joffreyowi.**

*Ten słysząc kroki szybko się odwrócił i wyciągnął miecz szybko przecinając tętnice pierwszemu przeciwnikowi. Tuż po tym swój miecz włożył między żebra drugiego wroga, natomiast trzeciego trafił nożem, który wyciągnął niemal w ułamku sekundy. I po tym jak ostatni przeciwnik padł Joffrey przetarł swój miecz małą szmatką oczyszczając go z krwii*

- Wiedziałem, że południe to nic dobrego

*Po tych słowach dosiadł rumaka i nadal ciągnąc za sobą niewolników skutych łańcuchami ruszył w kierunku Królewskiej Przystani.*
Wstaje ranek.
Deszcz przestaje powoli padać w Przystani.
Na skraju Północy wciąż pada śnieg, wszystkie tamtejsze drogi są już zaśnieżone lub oblodzone.
Wieści z Braavos mówią o coraz częstszych wystąpieniach czerwonych kapłanów i o poszerzaniu się rzeszy ich wyznawców w zatrważającym tempie.
Joffrey
*Jadąc na koniu niemal całą noc, obejrzał się do tyłu i widząc mokrych niewolników pognał konia by ten jechał nieco szybciej. Będąc już przed terenami Królewskiej Przystani wjechał w małą, piaszczystą ścieżkę i widząc niewielki dom zatrzymał się tuż przed nim, a po krótkiej chwili z drzwi wyszedł pewien człowiek, z małym toporkiem w ręku*

- Witaj przyjacielu *Rozkładając ręce podszedł nieco bliżej by przywitać się z mężczyzną* Kruk dotarł?
- Ahh, Joffrey! Strasznie się zmieniłeś. *Uścisnął Joffreya z całej siły upuszczając toporek na ziemię* Owszem dotarł, widzę, że masz niezły tabor więźniów?
-Tak, to do Nocnej Straży. I przy okazji jadę na turniej przed złożeniem przysięgi, mógłbym ich u ciebie zostawić na trochę? *Drapiąc się po brodzie skrzyżował ręce*
- Do Nocnej Straży, a cóż takiego się stało, że jesteś w tej okropnej organizacji? *Złapał się za głowę i przeczesał włosy tak, by nie wchodziły mu w oczy*
- A to nie słyszałeś? To dłuższa historia, opowiem jak będę wracał ze stolicy. To jak będzie z tymi więźniami?
- Dobra, zostaw ich u mnie ale streszczaj się bo ja ich karmić nie zamierzam. Wejdziesz do środka? *Spoglądając na budynek rozłożył jedną rękę pokazując drzwi*
- Niestety nie, śpieszę się. Kiedy indziej przyjacielu *Zatem tuż przed odjazdem uścisnął dłoń mężczyzny, a swojego konia obrócił i szarpiąc za lejce posłał go do przodu*

*I po parunastu minutach w końcu wjechał do upragnionej stolicy o której tak zawsze marzył. Będąc już za murami miasta zatrzymał się w okolicznej tawernie, a swojego konia zostawił przywiązanego do małej, drewnianej kolumny*
Varian Tyrell


*Po długiej wędrówce ze stolicy do Wysogrodu, Varian nawet nie zamierzał spowalniać swojego tempa, zwołał generałów swej armii po czym szybko przeprowadził zebranie dowódców*
-Dobrze panowie, nie będę owijał w bawełnę, spore zagrożenie sprawia Dorne, więc musimy to zakończyć raz na zawszę, dziesięć tysięcy wraz z machinami oblężniczymi ruszy pod góry czerwone, tam zaczniecie okupować pobliskie forty, aż skapitulują, kolejne dziesięć tysięcy z machinami wojennymi weźmiemy na flotę i przetransportujemy prosto do Lemonwood, tam bez problemu zajmiemy te miasto, po czym ruszymy prosto na Sunspear, gdy stolica padnie, reszta Dorne z pewnością skapituluje... o liczebność ich armii się nie martwcie, to w końcu Dornijczycy, nie ma ich tak wielu, za czym idzie armii też mają znikome ilości. Jakieś pytania?
*Jeden z generałów spojrzał na mapy po czym powiedział do Variana*
-Gdy zdobędziemy forty na Górach Czerwonych, mamy zostać czy okupować resztę Dorne?
*Varian odchrząknął po czym wskazał palcem na mapę*
-Część wojsk oczywiście zostawicie w twierdzach, resztą możecie ruszyć by wytropić i pojmać resztę armii, przystąpić do okupacji ziem, byle nie burzyć ludności.
*Zaraz po naradzie, Varian i inni generałowie wyjechali z obozu, wraz z armią, dziesięć tysięcy armii z machinami wojennymi ruszyło w stronę gór czerwonych, i Dornish Marches a kolejne dziesięć tysięcy z machinami wojennymi ruszyło do portu w Sunhouse, tam również udał się Varian.*

**Oczywiście wszystko potrwa do wieczora**
Jasper Arryn

*Jasper wraz ze swoją dwutysięczną konnicą wjechał do Końca Burzy. Na przywitanie wyszedł do niego wraz ze swoimi strażnikami obecny zarządca Zamku, był lekko zdziwiony ilością żołnierzy która towarzyszyła Arryn'owi.*
-Zwołaj wszystkich chorążych, kapitanów.. Najlepiej całe wojsko. Mam ważną rzecz do przekazania. Chodzi o zabójstwo Lorda Baratheon'a
*Zszedł z konia i wraz z swoim kapitanem Elbertem udali się na spory plac gdzie mieli się spotkać wszyscy z dowództwa wojsk Bartheona oraz zwykli żołnierze. Nie musieli czekać zbyt długo, wszyscy zebrali się szybciej niż myślał Jasper. Wszedł na drewnianą skrzynię która leżała nieopodal i zaczął mówić wyraźnie i bardzo głośno tak aby większa część mogła go usłyszeć.*
-Jestem zaszczycony moi drodzy, że mogę wystąpić przed wasze oblicze. Zjawiam się jednak tutaj aby ogłosić to co zaszło w ostatnich dniach. Wasz władca Saravis oraz reszta jego rodziny zostali zamordowani pojechawszy na turniej do stolicy, zamordowani przez tych samych ludzi co mój brat! Mój brat jednak zdążył wysłać mi wiadomość, że to zabójcy Tully'ch dokonali tych bestialskich czynów. To Tully'owie wszystko ukartowali. Chcieli pogrążyć nas w żałobie i osłabić nasze krainy. Czemu? Domyślam się, że w celach podbojowych! Ale to nie wszystko. Nie zamierzam, wraz z Ojcem który na nieszczęście jest również chory przez co nie mógł się tu zjawić zostawić tego bez odwetu. Przed śmiercią, wasz władca podpisał z nami traktat o zjednoczenie armii która byłaby rządzona przez Saravisa Baratheon'a oraz Wermund'a Arryn'a. Jednak Saravis został zamordowany. Mój ojciec proponuje abyśmy złączyli się i dali nauczke Tully'm, podbijając ich. To oni są winni! To oni są jedynym wrogiem i to tak bliskim nas. Jak zresztą wiecie jest to silny kraj o aby go zniwelować potrzebujemy was- Naszych sojuszników. 

*Mówiąc ostanie słowy wyciągnął miecz z pochwy i podniósł go wysoko krzycząc z całych sił.*
-Złączmy się i ruszcie za mną na Tully'ch! My Arynn'owie tak jak wysoko żyjemy tyle mamy honoru! Za sojusz, za świętej pamięci Baratheon, za Arryn!
Talen Arryn (Imię jest zmienione z powodu upozorowania śmierci Jorl'a, zabił on swojego sobowtóra)


*Otworzył tylko oczy i natychmiast zaczął się rozglądać, zasnął on między budynkami. Przebrał się w swoje ubrania, a te strażnika wypieprzył gdzieś w bok i wyszedł spomiędzy alejek. Zauważając swojego sobowtóra w szatach natychmiast do niego podszedł*
- Dobrze wykonane zadanie ale.. Musimy zamienić słówko, za mną.
*Żołnierz przebrany za Jorl'a natychmiast ruszył za nim z powrotem pomiędzy budynki, Jorl natychmiast sięgnął po kuszę z załadowanym bełtem i wystrzelił go wprost w jego serce, bełt przestrzelił jego ciało, ten natychmiast go wyciągnął i wytarł o ubrania strażnika, schował do kołczanu. Wyciągnął ze swojej torby ubranie zwykłego rycerza i przebrał się w nie, po chwili znów jak gdyby nigdy nic wyszedł spomiędzy alejek, podszedł do setki ludzi Arrynów*
- Dobra bydlaki! Wracamy do siedziby! *Dosiadł swojego rumaka, żołnierze zrobili to samo, a konwój ruszył w stronę Orlego Gniazda.*


Talen Arryn (Imię jest zmienione z powodu upozorowania śmierci Jorl'a, zabił on swojego sobowtóra)


*Otworzył tylko oczy i natychmiast zaczął się rozglądać, zasnął on między budynkami. Przebrał się w swoje ubrania, a te strażnika wypieprzył gdzieś w bok i wyszedł spomiędzy alejek. Zauważając swojego sobowtóra w szatach natychmiast do niego podszedł*
- Dobrze wykonane zadanie ale.. Musimy zamienić słówko, za mną.
*Żołnierz przebrany za Jorl'a natychmiast ruszył za nim z powrotem pomiędzy budynki, Jorl natychmiast sięgnął po kuszę z załadowanym bełtem i wystrzelił go wprost w jego serce, bełt przestrzelił jego ciało, ten natychmiast go wyciągnął i wytarł o ubrania strażnika, schował do kołczanu. Wyciągnął ze swojej torby ubranie zwykłego rycerza i przebrał się w nie, po chwili znów jak gdyby nigdy nic wyszedł spomiędzy alejek, podszedł do setki ludzi Arrynów*
- Dobra bydlaki! Wracamy do siedziby! *Dosiadł swojego rumaka, żołnierze zrobili to samo, a konwój ruszył w stronę Orlego Gniazda.*
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34