Varian Tyrell
*Przeszedł się powolnym krokiem z rana po obozie armii stacjonującym pod Sunspear.*
-Hej ty! Sprowadź do mnie jednego z posłańców, wyślemy mieszkańcom Sunspear prezent.
*Po chwili do Variana przyszedł jeden z posłańców gotowy do służby*
-Lordzie!
*Zasalutował, a Varian podał mu worek z głową Yayana Martella*
-Daj im to, i przekaż, że mają godzinę na poddanie Sunspear, dobrze wiemy, że nie mają się czym i jak bronić.
*Posłaniec zabrał worek, wskoczył na konia i szybkim galopem ruszył pod bramy miasta, tam na spotkanie wyszedł jeden z kapitanów straży, cały obsrany przyjął worek i zajrzał do środka, z niesmakiem spojrzał na "prezent" po czym wysłuchał reszty wiadomości i wrócił za mury miasta, zaś posłaniec wrócił do obozu*
*Po godzinie z miasta zaczęły wychodzić ostatnie niedobitki wojsk, poddając się zostawiając otwarte miasto. Varian podniósł się z krzesła pod pawilonem po czym zwrócił się do chorążych*
-Panowie, jako że nie przyszliśmy tu mordować niewinnych, dajcie im zakwaterowanie w naszej armii, chociażby tutaj się przydadzą do ogarniania porządku, nie chce widzieć prześladowań miejscowych.
*Wszyscy razem skrzykneli się*
-Tak jest lordzie Tyrell!
*Varian tym czasem wskoczył na konia i gdy część armii była gotowa ruszył z nią pod mury miasta, by spotkać się z kapitulującymi żołnierzami*
-Witajcie Dornijscy obrońcy, dzielnie walczyliście, lecz ja wiem, że nie chcieliście wojny, wiem że chcecie pokoju, więc ja go wam zapewnię, dajemy wam szanse, nie traficie do lochu, będziecie pracować jako straż miejska, potrzebni są dobrzy ludzie w tych jakże trudnych czasach.
*Część armii rozstawiła się po mieście, zaś Varian i innymi chorążymi i gwardią, wjechali do pałacu.*
-Jakie szczęście, że nic nie ucierpiało w tym mieście, mam nadzieje, że Lyonelowi, będzie dobrze się tu sprawowało władze.
*Tym czasem z balkonu poleciała samotna strzała, która trafiła w szyje jednego z gwardzistów, ci od razu ustawili się w pozycji obronnej chroniąc Lorda i Chorążych, zaś po chwili zza kolumn wylecieli kolejni fanatycy Martella, oczywiście odbili się od tarcz, mieczy i włóczni, ginąc niemal natychmiastowo, Varian tym samym nie odmówił sobie możliwości ścięcia kilku głów fanatków Martella, po chwili pałac był czysty, a Varian przykucnął do jednego z ciał napastników*
-Dziwne... to nie żołnierze... Zabierzcie ich i spalcie na stosie, sprawdźcie dokładnie pałac, nikt nie może wejść, jak przypłynie mój brat poinformujcie mnie o tym, Maestrze, masz wysłać list do królewskiej przystani do mojego brata Florena, poinformuj go, że Martell upadł.
*Jak rozkazał tak zrobili, a kruk już był w drodze do królewskiej przystani*