Archiwum Hapel.pl

Pełna wersja: [M] Gra o Tron - Nowy Epizod
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34
Zapada noc, pojawił się lekki deszcz, po mału nadchodzi burza. Na skraju Północy pada już bardzo obfity śnieg - jest go w niektórych miejscach nawet po kolana.
Coraz częściej słyszy się płotki o groźnym, nowym przywódcy Bractwa z Królewskiego Lasu. W owych opowieściach jest on najczęściej nazywany Drzewem lub Leśnym Królem.
Wieści o niepokojach z Dorne napływają coraz intensywniej. Yayen Martell rozpoczął podobno przygotowania do wojny przeciw Koronie.
Joffrey Snow

*Po namiętnej nocy w domu tajemniczej kobiety Joffrey wyszedł zaraz po tym jak kobieta się obudziła. Dosyć zadowolony i szczęśliwy zmierzył krokiem w kierunku tawerny przy której zostawił konia. Natychmiastowo wsiadł na niego i ruszył w kierunku siedziby Lannisterów. Będąc przed bramą spojrzał na strażników i zsiadł z konia trzymając go za lejce*

- Doszły mnie słuchy, że jeden z Lannisterów zasiaduje od paru dni w stolicy. Zatem przybywam i proszę o rozmowę.
Varian Tyrell


**Varian w tym momencie opuscil oboz w Sunhouse i razem ze 100 jezdzcami ruszyl w strone podnozy gor czerwonych**

*Gdy Varian dotarł na wyznaczone miejsce spotkania, czekali już tam na niego chorąży Martella oczywiście ze swoją obstawą, gwardia Variana podjechała na spokojnie, by chorążowie mogli się do niego zbliżyć*
-Witajcie o heroiczni Chorążowie broniący krainy Dorne z dziada na ojca, z ojca na syna. Jestem rad, że zgodziliście się na spotkanie.
*Powiedział Varian po czym zszedł z konia, tak jak i chorążowie*
-Wnioskując po naszej wymianie listowej, faktycznie chcesz się dogadać.
*Powiedział jeden z chorążych przytakując pomiędzy sobą sobą z innymi*
-Oczywiście, oczywiście. Wiem, że wasz obecny władca szykuje się do wojny, oczywiście, wy musicie wziąć w niej udział, a dobrze wiemy, że dla was jest to na niekorzyść. Mój układ jest prosty, my, czyli Tyrellowie zapewnimy wam w końcu odpowiednie ilości żywności, koniec z głodem, złoto, handel, w ten sposób połączenia, cała gospodarka pójdzie w górę, a na was spłynie faktyczna fala chwały, zostaniecie chorążymi tutaj w Dorne, lecz nie będziecie musieli ginąć w wojnach poza nim. Nie oszukujmy się, wiadomym jest, że niektórzy chorążowie również chcą doprowadzić kraj do buntu przeciw Martellowi, z pewnością by się to udało, lecz wtedy państwo poszłoby w rozsypkę, ja mogę wam pomóc, zaopatrzeniowo, jak i militarnie, a gdy zajmiemy stolicę, zabijemy tego, który chce was wykorzystać do wojen o północne ziemie, wtedy też Dorne będzie pod opieką Tyrellów, za czym idzie bezpieczeństwo, bo obecnie to my rozdajemy karty w królestwie.
*Po swej krótkiej przemowie Varian spojrzał na chorążych, aż kilku zaczęło mówić*
-Czyli chcesz byśmy ci wydali Dorne, a w zamian ty wydasz nam Yayana Martella.
-To co mówisz ma sens... Dorne się rozpadnie bez namiestnika.
-Musimy to przedyskutować, co z innymi chorążymi?
*Słysząc ostatnie pytanie Varian szybko odpowiedział*
-Oczywiście w trakcie przemarszu przez Dorne, będę składał im takie same propozycje, ci co mądrzejsi postanowią przyłączyć się do ofensywy przeciw Martellowi, dobrze wiemy, że jego rządy w dalszym stopniu sprowadzą głód, zarazę i biedę w Dorne. Wiecie, że jedynym lekarstwem dla Dorne jest zastąpienie Martelli.
*Pojawiły się kolejne pytania*
-A kim miała by być osoba, która zastąpi Martella?
*Varian podrapał się po głowie*
-Cóż, jako że chce wam wszystko dać, pomóc wam, zaopatrzyć, dać możliwość przeżycia, proponuje by był to mój brat Lyonel Tyrell, wiem że może wam się to zdawać dziwne, oczywiście, lecz spójrzcie, że to nie siebie proponuje, a Lyonela, z powodu jego świetnego zmysłu strategicznego, on będzie wiedział jak zarządzać Dorne, racjonować żywność i reagować w razie problemów.
*Chorąży pokiwali głową po czym powiedział jeden z nich*
-Odpowiedź dostaniesz dziś wieczorem.
*Chorążowie wraz z obstawą odjechali, zaś Varian ze 100 jeźdźcami ruszył w stronę dziesięciotysięcznej armii stacjonującej na granicy z Górami Czerwonymi i Dornish Marches, a armia spod Sunhouse na wcześniejszy rozkaz Variana, zaczęła wracać na swoje dawne posterunki na terenie Reach*
Lyonel Tyrell

**Zbliżając się do Astapory Lyonel był niezwykle podekscytowany - kazał przyśpieszyć, oraz posłać po swoje prostytutki, które momentalnie przybyły, aby oddać się rozkoszy proponowanej przez Lorda. Dobijając do brzegu, zabawy się skończyły i Lyonel wyszedł wraz z 30 swoimi żołnierzami do handlarzy Nieskalanymi.**

-Powiedzcie moim dwóm doradcom, aby poszukali tych których wysłałem wcześniej - muszę mieć jak najwięcej ludzi na pokładzie.
-Tak jest panie. *Wtem 2 żołnierzy odmaszerowało na pokład i wraz z doradcami poszli szukać pozostałych.*
-No to czas na małe zakupy. *Po tych słowach przetarł złośliwie dłonie i udał się prosto do Nieskalanych.*

**Pałac Nieskalanych, brak problemów z dotarciem do Panów niewolników, Lyonel idący w środku okręgu złożonego z 28 rycerzy.**

-Rozsunąć się. *Rycerze rozsunęli się, a następnie wyszedł ze środka okręgu.**
-Słuchamy Cię, Lordzie przybywający z Królestwa Siedmiu Królestw.
-Jestem zainteresowany kupnem waszych Nieskalanych, powiadają, że są najlepsi na świecie i są maszynami do zabijania, chciałbym, aby byli w mojej armii.
-Lordzie, to co słyszałeś to nie były kłamstwa. *Po tych słowach pdoszedł do jednego z nieskalanych, wyciągnął nóż i odciął mu sutka, a ten ani jęknął.* Proszę bardzo, o to czym są Nieskalani, nie płaczą i nie smucą się.
-A czy umieją nasz język?
-Nie wszyscy.
-Ile kosztują?
-Cena zależy od ilości.
-Chcę ich dziesięć tysięcy.
-To cały oddział, panie...
-Nie obchodzi mnie ile to, chcę dziesięć tysięcy, może być osiem jeśli nie macie tylu ile pragnę.
*Władca Nieskalanych podrapał się po czole chwilę, a następnie spojrzał na Lyonel'a*
-Wróć tu wieczorem, podamy Ci cenę.
-Tak też zrobię, prócz pieniędzy jestem w stanie zaoferować dwa statki, do zobaczenia. *Machnął ręką i rycerze znów złożyli się w krąg wokół niego, po czym wyszli.*

**Akcja dzieje się na statku, wszyscy doradcy przybyli do kajuty Lyonel'a.**

-Ilu udało się Wam zrekrutować?
-Wielu, Lordzie. *Odpowiedział Aeros.*
-Dokładniej?
-Nie znamy dokładnej liczby, dzisiaj zapakujemy ich na twoje statki, Panie.
-Mam taką nadzieje, macie ich pożywić i umyć - nie chce mieć wszy i brudu na moich statkach - jestem Lordem Tyrell, a róże nigdy nie mają mszycy.
-Tak jest, Lordzie.
-Rozejrzyjcie się jeszcze na targu niewolników, możemy kilku odratować - mają to był tylko Ci co umieją nasz język i są w stanie walczyć, potrzebuję również dwudziestu kobiet do swojego burdelu - za tym też się rozejrzyjcie.
-Tak też zrobimy, Lordzie Tyrell. *Odezwali się w sześciu i wyszli z kajuty, a po tym Lyonel udał się spać.*

[Proszę Mistrzów Gry o podanie ceny Nieskalanych, ceny niewolników oraz ilości ludzi chętnych do naszej armii.]
Evan Lannister

**Ludzie Lannisterów nie wpuścili sobie ot tak obcego do rezydencji. Zagrodziły mu przejście wypytując o pochodzenie (zakładam że Joffrey nie ma żadnego herbu) oraz powód wizyty**
Joffrey Snow

*Stojąc przy koniu i jednocześnie trzymając go za lejce skinął głową*

- Otóż pochodzę z rodziny Greyjoyów. Przybywam w geście pozyskania nowych braci do Nocnej Straży.
Evan Lannister

**Do Evana przyszedł jego człowiek przekazać mu informację o przybyszu. Mężczyzna zastanowił się przez chwilę i powiedział do służącego**
-Wpuśćcie go tu. I sprowadź mi tu dwóch moich ludzi, nie wiadomo co może wykombinować, nie znam go.
**Gdy jego człowiek wyszedł z pomieszczenia przypiął do pasa sztylet i ukrył go pod płaszczem, po czym zasiadł za grubym mahoniowym biurkiem czekając na gościa**
Joffrey Snow

*Wchodząc do siedziby Evana dla bezpieczeństwa położył rękę na rączce od miecza. Zaraz po tym podszedł pod biurko mężczyzny*

- Wybacz, że zakłócam twój spokój. Przybywam w pilnej sprawie, szukam nowych ludzi do Nocnego Bractwa. Przyjmiemy każdego, łotra, gwałciciela, złodzieja, wszystkich którzy odnajdą swe miejsce przy murze.
Evan Lannister

**Słysząc słowa mężczyzny uśmiechnął się lekko i powiedział swobodnie**
-Zdajesz sobie sprawę, że nie sprawuję żadnej władzy w tych sprawach? Jestem synem lorda Castera, na dodatek młodszym i to jemu trzeba było posłać kruka z prośbą, no ale cóż, przekażę mu twoją prośbę, w celach Casterly Rock na pewno ktoś się znajdzie. Zresztą, coś się dzieje, że szukacie ostatnio tylu ludzi? Czy znowu gadanie, że zima nadchodzi bla bla... *Przewrócił teatralnie oczami i spojrzał na Joffreya wyczekując odpowiedzi*
Joffrey Snow

*Lekko nachylając się nad biurkiem z wyraźnym zdenerwowaniem na twarzy spojrzał mężczyźnie prosto w oczy*

- Jestem tolerancyjnym mężczyzną, ale wszystko ma swoje granice. Z tego co wyczytałem w ostatnim liście, na północy śnieg zasypał większość terenów. Nie zdajecie sobie sprawy z niebezpieczeństwa, które z każdym dniem jest coraz bliżej muru.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34