* Zmierzyła dziewczynę czujnym spojrzeniem od góry do dołu*
- Wykapana babka... A jeśli chodzi o to co tu robię to wpadłam w odwiedziny...nie zabronisz mi tu przebywać, w każdym razie na pewno nie ty. Przychodzę tu już dobre kilka lat. A teraz może się przedstawię : Casandra Blitz - *Jej oczy zalśniły zielenią, po czym znowu zamieniły się w ciemne*
*uniosła brwi do góry*
-Ahh, witam.
*warknęła po czym poprawiła włosy i zacisnęła ręce w pięści*
-Anastazja Bein, idealna kopia mojej najcudowniejszej babci.
A jeśli jednak to było kłamstwo?
*zamknął oczy i skupił się*
Nie to chyba nie było oszustwo... A jeśli się mylę?! Chociaż jeśli nawet to pułapka, to będzie ciekawie.
*otworzył oczy i wstał przechadzając się po tym miejscu przyglądając się, równocześnie ludziom, po chwili poczuł niczym zapach pozostałości użytej magii*Nie jestem tu sam, poszukam jakiegoś innego czarodzieja, może razem dowiemy się o co chodzi.
Walter szukaj kogoś wyróżniającego się w wyglądzie...
*Po dłuższej chwili szukania dostrzegł kobietę, po chwili zastanowienia podszedł do niej, choć wcale nie był pewny tego czy jest czarownicą*
-Jak się zwiesz? *powiedział chłodnym, ale zainteresowanym tonem do jakiejś kobiety*
*Zmarszczyła brwi*
-Hmmm.... *Bez słowa wyminęła Anastazję i ruszyła do salonu, w którym byli pozostali Nefilim*
-Witam i pozdrawiam *Uśmiechnęła się szczerze, niektórzy z Nocnych Łowców, poznali przybysza i też się uśmiechnęli* Jestem tylko przejazdem, wpadłam się przywitać. Jest Może..*Nie skończyła. Z drugiego pokoju wybiegła niewysoka ciemno włosa dziewczynka*
-Casi!! *Zapiszczała i rzuciła się biegiem w stronę czarownicy, ta przyklękła i rozłożyła ramiona, żeby przytulić małą*
-Alice! Ależ ty urosłaś!- *Zawołała cicho i przytuliła mocno małą osóbkę*
- Dawno cię nie było...- * Powiedziała dziewczynka, ale przez brak 2 przednich siekaczy, trochę sepleniła*
-Miałam sporo na głowie.. * Powiedziała ciepło*
-To może opowiesz nam co nieco? * Odezwał się jeden z Nocnych Łowców*
-Skoro chcecie.. *Usiadła na jednak z kanap i wzięła na kolana małą Alice*
-Co by wam tu opowiedzieć...
*odwróciła się z uśmieszkiem na twarzy i odprowadziła czarownicę wzrokiem po czym ruszyła powoli w stronę biblioteki*
Jest taka jak opowiadała babcia, trudny przeciwnik.
*Opowiadała w najlepsze o jednym ze swoich zleceń. Kiedy jej wzrok, napotkał zegar. Urwała.*
- Co był dalej?!- *Alice poklepała lekko ramie Casandry*
-Przepraszam moi drodzy.. Muszę iść zasiedziałam się..* Wstała*
- Casi!? * Młoda Nefilim, zawołała w proteście i przylgnęła do czarownicy*
-Przepraszam Alice... ale nie mogę zostać *Delikatnie odsunęła dziewczynkę* Przepraszam was, ale naprawdę, służba nie drużba.. *Powiedziała zrezygnowana i wyszła z Instytutu, skierowała się znowu do Pandeonium*
Josh Parker
*wyszedł z sklepu z niedużą butelką coli w ręce, klnąc na coś pod nosem. Niemal od razu skierował swoje kroki do niedużego baru ukrytego w piwnicy jednej z kamienic. Gdy tam zmierzał został potrącony barkiem przez jakiegoś menela w bocznej uliczce w taki sposób że cola wyleciała mu z dłoni.* Nie żyjesz, szmato.
-Ty! *odwrócił się gwałtownie w strone faceta który go potrącił.* Jesteś mi winny 2 dolary!
**W tym momencie nieznajomy już stał odwrócony w jego stronę z nożem sprężynowym w dłoni.**
-Oddaj portfel i komórke. *rzucił krótko bandyta.*
-Jasne okej.. * włożył reke do torby przewieszonej przez ramie, a gdy już ją wyciągnął jego dłoń była uzbrojona w długie metalowe pazury.*
**Nieznajomy rzucił się na niego wymachując nożem.**
*Josh zrobił zgrabny unik a następnie machnął ręką trafiając napastnika prosto w szyję. Po tym już stał nad ciałem z delikatym uśmiechem na ustach. Chwile później wrzucił broń do kieszeni i wyciągnął portfel nieznajomego i zabrał z niego równe 2 dolary, a po tym włożył mu go do kieszeni. Spojrzał jeszcze na krew na murze i wesoło gwiżdżąc udał się w kierunku ulubionego baru.*
Avery Evans
*Usiadł w rogu jakiegoś ciemnego zaułka*
*Wyciągnął kilka noży zza kurtki i jedną ręką zaczął je dokładnie polerować, zaś drugą czytał książkę*
*Po chwili spostrzegł czarnego kota spacerującego po dachu pobliskiego budynku*
-Kolejny sierściuch... *Mruknął sam do siebie i w jednej chwili rzucił nożem z haczykowatym końcem, trafiając prosto w jedno z oczu kota*
**Kocur zachwiał się, spadł z budynku odbijając się o wystające pręty, czy parapety**
*Podszedł do martwego już zwierza, wyciągnął z niego nóż i wrócił do polerowania*
-Nie rozumiem czegoś. Jak osoba z takim charakterem może komukolwiek przypaść do gustu? *Spytała z nutką rozbawienia w głosie, wkładając dłonie do tylnych kieszeni spodni*
*Ziewnęła *-Ciekawe czy na serio jest tam stołówka lub po prostu jakieś miejsce gdzie można coś zjeść*Zaczęło jej burczeć w brzuchu*