*usiadła na schodach, pomachała kilku kolegom po czym rozpuściła włosy i zaczęła rozmyślać*
-Nicolas
*pomachała do jednego z kolegów*
-Przyniesiesz mi wody?
**chłopak kiwną tylko głową i po kilku minutach postawił przy dziewczynie butelkę wody**
*Zatrzymał się w miejscu i spojrzał na Ofelię*
- No to chodź!
*Podbiegła do niego i założyła słuchawki*-To teraz nie będę cie słyszeć*Pogwizdała chwilę po czym przestała*
*Ten ruszył w szybciutkim tempie w stronę Instytutu. Zdjął po chwili kaptur z głowy i spojrzał na Ofelię zaraz odwracając wzrok*
*Szła ciągle z chłopakiem.Nie chcąc mu przeszkadzać nuceniem na głos robiła to w głowię kołysząc przy tym głową*
*Otworzył wrota do Instytutu i powoli wszedł do środka, natychmiast zaczął się rozglądać*
*widząc rannego wczoraj chłopaka omal nie udławiła się wodą. Zaczęła kaszleć a butelka wypadła jej z rąk*
-Chole*a!
*Opuściła Josepha i szybko poszła poszukać w torbie czegoś ładnego.Znalazła złotą bluzkę i czarne jeansy.-Eee tam może być*Zaczęła się ubierać*
* Casandre obudziło dopiero łomotanie w jej drzwi wejściowe, kiedy podnosiła się gwałtownie jej kotka ze zdenerwowaniem zeskoczyła na podłogę. Czarownica podeszła do drzwi z spojrzała przez wizjer, ale to co zobaczyła nie było ani trochę przyjemne, za drzwiami stało kilkoro Nocnych Łowców w czarnych strojach bojowych, oraz obnażoną bronią*
Ku@wa... A oni tu czego..
- Otwieraj! Jesteś skazana za wtargnięcie na teren Instytutu Nowojorskiego! * Zza drzwi dobiegł głos Nefilim*
Co robić.... cholera jasne co ja mam zrobić?!Poddać się.. Panie broń, zostaje ucieczka. *Mimo, że nie odzyskała do końca sił, zaczęła tworzyć czarny dym, który po kilku chwilach wypełnił całe mieszkanie. Łomot w drzwiach stał się mocniejszy, chcieli wywarzyć drzwi. Casandra schowała się w rogu holu i czekała aż Łowcy wywarzą drzwi i ruszą do akcji. Po kilku mocnych uderzeniach drzwi wyleciały z futryny, a łowcy wbiegli do mieszkania pełnego dymnej zasłony, Czarownica, przemknęła na klatkę schodową, a o dziwo jej kotka pognała za nią, pognały w dół schodami, Casandra po wyleceniu z budynku, biegła na oślep byle dalej od broni Wojowników Anioła a tym bardziej od nich samych. Biegła już dobrych kilkanaście minut, i przebiegła kilka ulic, w końcu zaczęła myśleć bardziej logicznie*
Gdzie teraz? Nie wrócę do domu co to to nie... muszę znaleźć pomoc.. może u Lari? Ona zawsze mi pomagała... żeby tylko jej nie dopadli.. *Ruszyła w kierunku mieszkania przyjaciółki*
*Zaśmiał się tylko widząc Anastazję*
- Anastazjo, możemy porozmawiać? Tak na osobności.