Archiwum Hapel.pl

Pełna wersja: [M] The Walking Dead
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
David:
*słysząc informacje zaczął się barykadować blokując drzwi najbliższym im meblem a następnie podszedł so tylnych i to samo wykonał*Może to na jakiś czas je zatrzyma.*rozejrzał się po domu i podszedł do mapy dalej ją sprawdzając*Hmm... Jak miasta pewnie zakorkowane lepiej się trzymać obrzeży jadąc samochodem a nocleg gdzie w lesie z dala od ludzi.*zaznaczył kolejne miejsca na mapie*
Daniel
Słysząc pukanie do drzwi zawołał mamę która się myła, niestety nieskutecznie. Ojciec zszedł do piwnicy, a Daniel odruchowo złapał za nóż i zerknął przez wizjer i kiedy dostrzegł mężczyznę a za nim motor odłożył nóż i sięgnął po kija bejsbolowego, otworzył drzwi i zamachnął się - Oczywiście jebnął Nathana w głowę tym kijem.
*Ten jak go walnął kijem, stracił przytomność.* **Nie mogli rozpoznać twarzy chłopaka, ponieważ miał kaptur i chuste** *Po czym tylko mógł poruszać gałkami ocznymi, i sobie leżał na schodkach*
*ruszył do garażu przeszukując go w celu znalezienia broni*Hmm... Powinno coś tu być. O mam *wziął siekiere a następnie skierował się z powrotem do mapy planując dalszą droge.*
Jack


*Stojąc jak co wieczór przed klubem striptizowym z kijem w ręku podszedł do jego towarzysza jakiś chłastak. Zachowywał się bardzo, bardzo dziwacznie. Miał jakieś jakby rany, warczał. Jack sobie pomyślał, że to jakiś debil przebrany i naćpany. Ścisnął w razie czego swojego kija. Potencjalny wróg stanął przed jego wspólnikiem. Ten udawał twardziela i nie chciał wpuścić klienta. Szwendacz warknął i rzucił się na niego, ochroniarz nie miał szans. Nie był na to kompletnie przygotowany. Zombie wrąbął mu się w ramię, które zaczął odgryzać. Jack widząc ową akcje od razu jebnął z kijia w plecy a następnie w łeb kilka razy. Nie wiedział wtedy, że to jest zombie i zrobił to stosunkowo przypadkowo w obronie własnej jak i jego kumpla. Z oddali zauważył kolejnych takich. Przestraszył się kiedy Ci zaczęli na niego nacierać. Wbił się do klubu, który zamknął. Przebił się przez ludzi, którzy stali w przejściu. Poszedł do swojego szefa jak najszybciej mógł. Kiedy tam dotarł opowiedział mu o sprawie. Niestety idioci otworzyli drzwi a do klubu w tym czasie natarło kilka szwendaczy, które zaczęły atakować naćpanych, pijanych ludzi. W klubie po kilku minutach zaczęło się roić od zombie. Głowa klubu wraz z jego ludźmi, którzy przetrwali czyli wraz z Jackiem uciekli tylni m wyjściem. Inni ochroniarze zostali z tyłu by chronić swojego bossa. Wyciągnęli swoje nielegalne pukawki po czym zaczęli strzelać do szwendaczy, którym to nic się nie stawało. Szybko zginęli. Reszta zaś uciekła czarnym SUVem. Jeden z nas został zadrapany przez wroga. Nikomu o tym nie mówił. Również stał się zombie. Jack zaczął nawalać w grubasa z całej siły by go rozjebać. Wszyscy spanikowani sytuacją zaczęli się ruszać jak porąbani. Kierowca wpadł w poślizg lecz na szczęście nie uszkodził ludzi. Samochód się wgniótł. Jack cały czas odpychając go od siebie jak tylko potrafił wyszedł z auta drugimi drzwiami. Kiedy wyszedł na zewnątrz miał więcej miejsca więc zamachnął się i jebnął mu w łeb. Zginął jak i również kolejny ochroniarz. Został więc sam Jack z szefem. Boss zabrał spluwę od typa, którą sobie zatrzymał. Tymczasem znajdują się na jakiejś ulicy. Pobiegli do pierwszego lepszego domu, który był otwarty i nikogo tam nie było. Zamknęli drzwi na zamek i udali się do piwnicy gdzie się skryli.*
*Obudził się po dostaniu kijem w głowę, po czym pomasował się po głowie, i zobaczył grupkę zombiaków nacierających w jego stronę, od razu wziął się za pierwszych dwóch odcinając im ręce, oraz szczęki. Zaprowadził ich w bezpieczne miejsce oraz obwiązał łańcuchem ich szyje, po czym drugim końcem obwiązał nogę, oraz z kolejnymi szwendaczami zaczął się bić* **Z okolicy osiedla, można było usłyszeć krzyk chłopaka** To za Sare! *I jednym machnięciem obciął mu całą głowę, po czym kolejnemu wbił maczetę pomiędzy oczy, odwijając kawałek swoich ust, zakrytych chustą* Szwendacze, odpowiednia dla was nazwa.  *Po czym wyciągnął krede i napisał na drzwiach znajomego domu "Dzięki za Bejsbol, jadę na farmę". Odstawił swoje dwa zombiaczki, żywe cały czas i przywiązał na środku osiedla, do drzewa, i odjechał swoim motorem* Jak to się będzie jechać...  *Po czym odpowiednią drogą oraz najkrótszą pojechał na Floryde, i podjechał do jakiegoś gospodarstwa, oraz odciął ręce i szczękę, po czym przywiązał ich do swojej nogi zapukał do gospodarstwa* Halo... jest tu kto? *Zapukał głośniej i patrząc że nikt nie otwiera, spojrzał się za siebie* **A tam kilka szwendaczy** Znowu wy? Sztywni. *Zbliżył się do nich, oraz po kolei zaczął ścinać głowy, aż jedną miał pod swoimi nogami, i kopnął jak piłkę* Jest tu kto?!! *Zakrzyczał po czym zamachał jedną wolną ręką, podchodząc pod drzwi gospodarstwa, i znowu pukając*
*ruszył do garażu w poszukiwaniu jakiś desek by zabarykadować okna na parterze*Muszą tu być.*po krótkim czasie szukania odnalazł je i ruszył w stronę okna w garażu i zabił je deskami zrobił to samo xr resztą*[i]Uff skończone. Przydałby się jakiś pistolet*pomyślał siadając na kanapie*[/i]
Na co ja się pisałem. *Ponownie zasłonił swoją twarz, oraz ściął kilka krzaczków, i zrobił z nich łańcuszek oraz założył na szyje, odpinając "Zwierzaki" na wolność i pojechał w kierunku tamtego osiedla, i gdy wrócił, opublikował coś na Facebooku, zdjęcie które przedstawiało większość stanów, oraz zaznaczone miejsca schronien gdzie mogą się znajdować z podpisem "Oby wam udało się przetrwać, ja siedze i pilnuje "swojego" osiedla, pozdrawiam. Rząd was nie uratuje, jesteście zdani na siebie. Pamiętajcie nigdy nie dajcie się zwabić oraz walczyć. Przed Zimnymi najlepsza jest ucieczka". *Po owym zdaniu które napisał zamknął swój telefon, oraz widząc iż nadchodzą Szwendacze, przygotował się do walki* Zobaczymy, na co was stać. *I ponownie wziął dwa trupy, odciął im ręce oraz zęby po czym swój motor wstawił w bezpieczne miejsce. Obwiązał szyje trupów łańcuchem, a drugim końcem owego przedmiotu zawiązał sobie nogę i pochodził z nimi, pokonując kolejnych nieżywych, oraz rozglądając się po terenie. Wysłał zdjęcie gdzie aktualnie jest, na stronie stanu Florydy z podpisem "Jeżeli ktoś jest w pobliżu, niech zgłosi się."
Daniel
Po tym jak sprzedał mu kijem w ryj w końcu spakował rzeczy, sięgnął po kluczyki od auta i po cichu ulotnił się z domu tak by jego rodzice nic nie słyszeli, czym prędzej wsiadł do auta, odpalił i ruszył z piskiem opon przy okazji zerkając na napis wykonany kredą. Oczywiście swój bejsbol położył na krześle pasażera i kierując się w głąb miasta ustawił na telefonie GPS kierujący do najbliższego posterunku policji. Po paru godzinach dotarł na miejsce i widząc puste ulice po prostu wszedł do środka, jednak to nie było takie łatwe. Od razu kiedy wbił przez wejście został profesjonalnie obezwładniony przez człowieku z czarną bandaną i coltem w ręku, przystawił mu go do łba krzycząc:
~ Czego tu szukasz?! Pogryźli Cię?
~ Nie, nie! Wszystko ze mną dobrze, przyjechałem bo myślałem, że ktoś tu jeszcze żyję.
~ Jesteś głupi
Wtedy podniósł Daniela i podprowadził pod ścianę wołając resztę koleżków przy okazji zapytał:
~ Skąd jesteś?
~ Przedmieścia...
~ Czemu wyjechałeś z domu? Ile ty właściwie masz lat?
~ Osiemnaście
~ Dziecko słuchaj, sam tu przyjechałeś? 
~ Nie nazywaj mnie dzieckiem, umiem o siebie zadbać. Tak, przyjechałem tu sam.
~ Panowie, zwijamy się, ładować się na pickupa i ty też 
Daniel podobnie jak reszta mężczyzn udał się na pickupa, usiadł na pace i wyjątkowo przestraszony skulił nogi, gdy samochód ruszył w kierunku Florydy.
Nathan

*Widząc co robi chłopak, szybko pojechał za nim w jego kierunku, ale dyskretnie na motorze, żeby nie wdać się w żadne zakłopotanie* Czego ten chłopak chce, przecież on się zabije. *Widzać gdzie wsiada Osiemnastolatek, szybko pojechał za owym wozem, przypatrowując mu się, oraz zajechał drogę owemu pickputowi, aby zatrzymał się* Niech on stanie, nie ufam tym ludziom. A ten chłopak tylko narazi się na niebezpieczeństwo. Ten świat już oszalał.